To, co było nieuniknione - Rozdział 7

    Kolejny dzień nadszedł zdecydowanie zbyt wcześnie dla Ulricha Sterna. Chociaż w ubiegłej nocy sam spał w pokoju i liczył na to, że będzie mógł choć raz się wyspać, to z samego rana na jego łóżko wskoczył Kiwi.
-Chcę spać, Kiwi - mruknął, naciągając kołdrę na twarz i odpychając psa. Zwierzak nie dał jednak za wygraną, zeskoczył z łóżka i zaczął szarpać kołdrę Ulricha.
-Jeszcze pięć minut… - bąknął Stern, przewracając się w stronę ściany i ciągnąc za kołdrę. Pies się nie poddawał. Szarpał mocniej i mocniej co jakiś czas powarkując. Niemiec z frustracją zrzucił kołdrę na podłogę, wstał energicznie i krzyknął:
-No wygrałeś! Wstałem, już wstałem! Zaraz pójdziemy na spacer!
Nastolatek obrzucił psa zirytowanym spojrzeniem, po czym zaczął wyjmować z szafy pierwsze lepsze ubrania, żeby móc się przygotować na nadchodzący dzień.



Na stołówce roiło się od uczniów. W tłumie para Einsteinów przepychała się z tacami pełnymi jedzenia do swojego ulubionego stolika, przy którym niemal zawsze siedzieli. Kiedy zajęli swoje miejsca, zaczęli się rozglądać za Ulrichem. Wiedzieli, że Stern już wstał, bo mijali się z nim, kiedy wracał ze spaceru “z plecakiem”, jak to sam ujął nastolatek. Spodziewali się, że niebawem do nich dołączy przy wspólnym stoliku, jak co rano. Jednak po chwili zauważyli, że Ulrich już siedzi na stołówce w towarzystwie Sissi, Herba i Nicolasa. Niemiec był wpatrzony w talerz, jakby jedzenie miało go zaatakować. Koło niego siedziała przyklejona do jego ramienia córka dyrektora, która właśnie opowiadała z przejęciem jakąś historię.
-Współczuję mu - westchnęła Aelita. - On naprawdę się dla nas bardzo poświęca.
-Wiem, dlatego trzeba szybko wymyślić, gdzie nam Odd zaginął - to mówiąc, Jeremy zabrał się do jedzenia swojej owsianki.
-Wpadłeś już na jakiś pomysł?
-Chciałbym powiedzieć, że tak, ale niestety nie…
-W sumie, Jeremy, to mam taki jeden dziwny pomysł… Ale on jest strasznie głupi…
-No to powiedz, może akurat nie będzie taki dziwny - Belpois uśmiechnął się do dziewczyny zachęcająco.
-A co gdyby istniał Korzeń Lyoko? - zaczęła niepewnie Hopper.
-Korzeń Lyoko? - powtórzył okularnik, nie rozumiejąc co nastolatka ma na myśli.
-Tak. Korzeń Lyoko. W Blanku.
-W Blanku? Czemu akurat tam?
-Sama nie wiem - westchnęła różowowłosa. - Mówiłam ci, że to głupia koncepcja…
-Nie, nie, mów dalej. Chętnie wysłucham  - Belpois złapał dziewczynę za rękę, żeby dodać jej śmiałości.
-No to wydaje mi się, że mógłby istnieć taki korzeń, z którego tak naprawdę Xana pochodzi. Popatrz na to pod tym kątem, że w samym Blanku znaleźliśmy wiele śladów jego działalności: armie zdezaktywowanych potworów, czy wieże, które wykorzystywał do tajnych ataków. Blank jest świetnym miejscem, w którym Xana mógłby mieć swoją kryjówkę.
-Masz rację. Sam podejrzewam, że w Blanku może kryć się coś więcej…
-Wydaje mi się, że musi istnieć takie miejsce, z którego Xana nie może uciec ostatecznie. Miejsce, do którego jest przywiązany. Miejsce, w którym jego wirtualne życie się zaczęło. Miejsce, w którym ktoś go kiedyś zakodował.
-I myślisz, że to miejsce mogłoby być w Blanku, tak?
-Tak. I myślę, że nazwanie tego hipotetycznego miejsca korzeniem jest zdecydowanie adekwatne.
-Twoja teoria wcale nie jest taka dziwna…  - po tych słowach Jeremy zatracił się w swoich rozważaniach na temat koncepcji przedstawionej przez Aelitę.
-I tak sobie myślę… - kontynuowała dziewczyna, ignorując zamyślenie nastolatka. - Że właśnie tam wpadł Odd. To musi być miejsce trudno dostępne. Takie, w którym Xana czuje się bezpiecznie. I dlatego nie mogliśmy tego nigdy znaleźć, a Odd znalazł się tam zupełnie przypadkowo - Hopper urwała nagle, widząc coraz bardziej nieobecny wzrok okularnika. - Jeremy, słuchasz mnie w ogóle?
-Co? - Belpois zrobił minę jakby dopiero obudził się z jakiegoś letargu. - Tak, tak. Sprawdzimy tą twoją teorię.
-Serio? - zdziwiła się Aelita.
-Tak. Sprawdzenie tego co wymyśliłaś z pewnością nam nie zaszkodzi, a może jednak okaże się to wszystko prawdą?



Ulrich miał już dość udawania chłopaka Sissi. Najpierw dziewczyna nie pozwoliła mu zjeść śniadania w towarzystwie przyjaciół, tak jak robił to co rano, a potem kazała mu siedzieć w tej samej ławce, w której ona siedziała przez wszystkie lekcje tego dnia. Jakby tego było mało, stwierdziła, że Ulrich jest dla niej zbyt mało romantyczny i powinni więcej czasu spędzać razem, zwłaszcza po lekcjach. Toteż wymogła na nim, żeby zaprosił ją po kolacji na romantyczny film do kina.
-A co twój ojciec na to? - zapytał Stern, stojąc w drzwiach do pokoju córki dyrektora.
-A co on ma do tego z kim się umawiam? - to mówiąc, dziewczyna związała swoje włosy w kucyk i zaczęła poprawiać na nich opaskę wpatrując się przy tym w lustro toaletki.
-Nie chodzi mi o to z kim się umawiasz, ale o to że idziemy na wieczorny seans do kina.
-A, o to ci chodzi - Delmas spojrzała na swojego chłopaka. - Przecież wiesz, że tatuś mi niczego nie odmówi. Poprosiłam go o pozwolenie i je dostałam. Czy to tak trudno zrozumieć?
-Nie, ale jak dla mnie to są podwójne standardy, bo normalnym dzieciakom ze szkoły nie wolno wychodzić po kolacji.
-Ale ja jestem ponad to - przy tych słowach, nastolatka zarzuciła na swoją różową sukienkę kremowe bolerko. - No to co? Idziemy, czy będziemy tu tak stać, gadając o pierdołach?
-Tak, chodźmy - odparł machinalnie Stern. - Szybciej wyjdziemy, szybciej wrócimy.
-Nie licz na to, kochany Ulrichu - mruknęła kusząco Delmas, biorąc rękę nastolatka i oplatając ją sobie wokół biodra. - Dziś mamy cały wieczór dla siebie…


 
Odd na przekór wszystkim katastroficznym wizjom, które jego mózg podsuwał mu z podświadomości, że zakończy swój żywot zapomniany w tej dziwnej wirtualnej rzeczywistości, szukał wyjścia z tego przytłaczającego miejsca. Przestrzeń, do której wpadł, określona przez niego mianem “dziury zabitej dechami”, okazała się być niewielka. Chociaż przeszedł ją już kilkukrotnie od ściany do ściany, to nadal nie mógł znaleźć z niej wyjścia.
-Skoro tu wpadłem, to musi się dać stąd wypaść - sfrustrowany burczał do siebie pod nosem. Siedzenie i czekanie na wybawienie przez przyjaciół nie bardzo mu się podobało, zwłaszcza, że w wirtualnym świecie miał zaburzone postrzeganie czasu i nie wiedział jak długo jeszcze musi czekać. Miał jednak świadomość, że bez pomocy z zewnątrz wyjście z tego przeklętego miejsca może okazać się niemożliwe. Wiele jednak by oddał za jakikolwiek kontakt z normalnego świata, żeby nie musiał wariować w tym wirtualnym, jak mysz w żywołapce.