Tam, gdzie nie ma nocy - Rozdział 59

    Yumi wstała na długo przed budzikiem. Za oknem było jeszcze ciemno, ponieważ nieubłaganie zbliżało się przesilenie zimowe i słońce pojawiało się nad horyzontem coraz później. Od kilku dni miała poważne problemy z brakiem snu i wiążącym się z tym zmęczeniem. Podświadomie stresowała się rozmową z Jeremiem. Mimo postanowienia, nie zdecydowała się jeszcze na wyjawienie tajemnicy. Męczyła się sama ze sobą przez trzy dni, nie mogąc zdobyć się na odwagę.
-Dzisiaj jest ten dzień. Nie ma wymówek, Yumi – powiedziała do siebie, wstając z łóżka i kierując się do łazienki, gdzie wzięła ciepły prysznic.



Ulrich wstał niechętnie, słysząc dźwięk budzika. Szybko się ubrał i zaczął pakować swoje książki do plecaka.
-Odd, wstawaj, bo się na śniadanie spóźnisz – powiedział w końcu, widząc, że grawitacja łóżka zbyt mocno działa na jego znajomego.
-Nie chce mi się – mruknął Włoch, nakrywając głowę poduszką.
-No jak nie chcesz, to cię nie zmuszam, ale nie oddam ci potem mojej porcji – stwierdził szatyn, zaścielając swoje łóżko.
-Dobra, masz rację. Muszę wstać dla croissanta i pysznej marmoladki – sapnął Della Robbia, podnosząc się do pozycji siedzącej. - Ale wolisz nie wiedzieć jak przykro mi się rozstaje z poduszką.
-Nie łam się – zaśmiał się Niemiec. - To nic strasznego. Zresztą dzisiaj mamy mało zajęć. Wyśpisz się po lekcji francuskiego.
-Poprawka! Wyśpię się na francuskim – zapowiedział nastolatek, ubierając spodnie.



Nadeszła długo wyczekiwana przez wszystkich uczniów pora obiadu. Wojownicy Lyoko zasiedli właśnie do swojego ulubionego stolika na stołówce ze swoimi tacami pełnymi jedzenia. Oczywiście  najwięcej na talerzu miał Odd, który nie mógł odpuścić sobie dokładki piersi z kurczaka w sosie pieczarkowym.
-I jak wam minęły lekcje? - zagadnęła jako pierwsza Yumi.
-No wiesz, jak jest. Nuda, jak zawsze – odpowiedział Odd, biorąc kęs mięsa.
-Nie słuchaj go, Yumi. On spał na lekcjach  - wtrącił się Ulrich.
-Ej, znowu podkopujesz moją dobrą opinię – oburzył się Włoch.
-Gdybyś tylko ją miał… - westchnął Jeremy.
-Oczywiście, że mam!
-Dobra, dobra. Ty masz swoje zdanie, a my swoje. Nie wchodźmy w głębsze dyskusje na tym polu, bo zaraz zaczniemy w siebie jedzeniem rzucać – Belpois spuścił z tonu.
-Szkoda tak dobrego jedzenia na wasze osoby – mruknął Della Robbia.
-Tak, a wracając do rzeczowej rozmowy, to chciałem wam o czymś ważnym powiedzieć – zaczął Einstein.
-O czym? - zdziwiła się Aelita.
-Ostatnio zauważyłem dziwną aktywność Xany…
-Znaczy jaką? - dopytywała Ishiyama, którą zainteresował temat.
-Nie wiem jeszcze co to ma na celu, ale ostatnio przypuszcza pseudo ataki.
-Znaczy jakieś niewydarzone są, czy co? - wymamrotał żarłok.
-Można tak powiedzieć. Są bardzo krótkie. Trwają zaledwie kilka sekund, ale za to powtarzają się przynajmniej raz dziennie – wytłumaczył Francuz.
-Może Xana chce niezauważenie robić krótkie ataki, żebyśmy nie mogli mu pokrzyżować planów? - zasugerowała Hopperówna.
-To bardzo możliwe. Przy takich atakach nie mamy szans na reakcję – okularnik wzruszył ramionami.
-Jeremy, a może to ten twój programik szwankuje, co?
-Nie, Odd. Sprawdziłem go na wylot. Wszystko jest w porządku. To musi być nowa strategia Xany.
-Jeremy, a tak zmieniając temat, bo się trochę śpieszę, czy moglibyśmy po lekcjach porozmawiać w cztery oczy? - spytała Japonka, nerwowo spoglądając na zegarek, który miała na ręce.
-Jasne – odparł zmieszany nastolatek, którego zaskoczyło nagłe pytanie przyjaciółki i niespecjalnie się z tym krył.
-To fajnie. Ja już muszę lecieć na lekcje, bo dzisiaj mam prezentację na historii i muszę być wcześniej, żeby wszystko przygotować. Do zobaczenia! - po tych słowach Ishiyama szybko wstała od stolika i skierowała się w stronę drzwi wyjściowych ze stołówki.
-To było dziwne… - szepnął Belpois do znajomych.
-Och, Jeremy, przecież widać, że się jej śpieszy. Nie dziwię się, też bym chciała mieć wszystko przygotowane i dopięte na ostatni guzik jakbym miała coś prezentować przed całą klasą – mówiąc to, Aelita poklepała chłopaka po ramieniu.
-Mnie tam dziwi czemu ona chce się z tobą spotkać sam na sam. Nie możemy być przy tym wszyscy? Przecież się przyjaźnimy… - zastanawiał się Stern.
-Ulrich zazdrosny, jak słodko! Ale nie przejmuj się, Einstein jest już zajęty. Chociaż kto wie, może zmieniły mu się gusta i teraz zechce być z naszą Yumi? Hmm?
-Och, zamknij się, Odd – powiedzieli zgodnie pozostali nastolatkowie.
-I nie jestem zazdrosny – dodał pośpiesznie Niemiec. - Zwyczajnie się o nią martwię. To wszystko.
-Mów co chcesz, ja i tak wiem swoje – wyszczerzył zęby Włoch.



Jeremy stał przy starej szopie ogrodnika. To było miejsce, gdzie zawsze spotykał się z Yumi, kiedy oboje potrzebowali się sobie wygadać i niekoniecznie chcieli siedzieć w internacie. Japonka zawsze naciskała, żeby nie spotykali się u Jeremiego w pokoju, ponieważ uważała, że komputer za bardzo go przyciąga. Miała w tym trochę racji, dlatego Einstein pogodził się ze swoim losem i cierpliwie czekał na swoją przyjaciółkę w parku. Chociaż nie było to oczywiste, Jeremy i Yumi byli naprawdę bliskimi przyjaciółmi. Zawsze mogli na sobie polegać i mogli się sobie nawzajem wygadać. Belpois najczęściej opowiadał jej jak się układa związek z Aelitą i prosił o porady jak być bardziej romantycznym – to pozwoliło mu na stworzenie bardzo dobrej relacji z Hopperówną, z której oboje byli usatysfakcjonowani. Ishiyama natomiast zwierzała się ze swoich problemów w domu. Bardzo rzadko poruszała kwestie miłosne, co zawsze zastanawiało Francuza. Wydawało mu się, że każda kobieta garnie się do rozmów o miłości, każda, ale nie Yumi. To był dla Japonki poniekąd temat tabu.
-O już jesteś – powiedziała czarnowłosa, wyrywając nastolatka z zamyślenia. - Jak zawsze punktualny.
-Znasz mnie, nie lubię się spóźniać. To o czym chciałaś porozmawiać? - Jeremy od razu postanowił przejść do konkretnej rozmowy.
-Nie da się wprost odpowiedzieć na to pytanie, bo sprawa jest dość skomplikowana – stwierdziła Yumi.
-Możesz troszeczkę jaśniej?
-Pewnie – uśmiechnęła się lekko dziewczyna.
-No to zamieniam się w słuch – chłopak odwzajemnił uśmiech.
-Przy obiedzie mówiłeś o tej dziwnej aktywności Xany…
-No tak i co z tym?
-Mam pewną teorię.
-Jaką?
-Słuchaj, od pewnego czasu zdarza mi się telekineza na Ziemi.
-Co? To nie możliwe. Jesteś pewna?
-Tak, a co gorsza nie umiem tego kontrolować i mój pokój zamienia się w pobojowisko…
-Jak długo to trwa?
-Nie pamiętam dokładnie. To się zaczęło jeszcze w zeszłym roku szkolnym.
-Czemu nic nie powiedziałaś wcześniej?
-Miałam nadzieję, że to przejdzie. Początkowo zakładałam, że to się wiąże z atakami Xany i jak dezaktywujemy wieżę to wszystko wróci do normy, ale…
-Ale co?
-Nie wróciło. Teraz jest znacznie gorzej. Czuję jakby coś we mnie było. Coś obcego, co sprawia, że nie mam czasem siły iść. Przy największych, nazwijmy to, atakach telekinezy na Ziemi zdarza mi się stracić przytomność – wyznała Azjatka, spoglądając cały czas w niebo, jakby tam miała napisane co powinna powiedzieć.
-Kurczę, tego to się nie spodziewałem po tej rozmowie – Belpois wziął głęboki oddech, po czym głośno wypuścił powietrze z płuc. - Nie wiem co ci w tym momencie powiedzieć.
-Rozumiem, sama nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Przy obiedzie pomyślałam, że może te krótkie ataki Xany dzieją się w tym samym czasie co moja telekineza na Ziemi. Założyłam, że to może być powiązane.
-To jest bardzo możliwe, tylko nasuwa się pytanie po co to Xanie?
-Nie wiem. Musi mieć w tym jakiś cel.
-To z pewnością. Zróbmy tak. Pójdziemy do fabryki, tam cię przeskanuję i zobaczymy co nam komputer powie.
-Zgoda – po tych słowach przyjaciele poszli w kierunku wejścia do kanałów.