Tam, gdzie nie ma nocy - Rozdział 57

    Odd i Ulrich wylądowali boleśnie na pupach. Zewsząd otaczała ich jasna przestrzeń. Rozglądali się w poszukiwaniu jakiegoś punktu orientacyjnego, ale żadnego takiego nie znaleźli. Kiedy zdecydowali się iść po prostu przed siebie, usłyszeli głośny krzyk i nagle coś spadło wprost na nich, przewracając ich do pozycji leżącej.
-Co to było? - spytał zdezorientowany Della Robbia.
-Przepraszam, nie chciałam tak na was wpaść – mruknęła Ishiyama, podnosząc się pośpiesznie z przyjaciół.
-O! Yumi! Nic się nie stało. Jesteś cała? - zapytał Stern, również podnosząc się do pozycji stojącej.
-Nie. To ja powinnam się zapytać, czy z wami wszystko w porządku – zaśmiała się cicho Japonka.
-No właśnie – mruknął zirytowany Włoch. - Nie mogłaś uprzedzić, że lecisz?!
-A jak miałam to zrobić twoim zdaniem?!
-Mogłaś głośniej krzyczeć, to byśmy wcześniej wiedzieli, że możesz na nas spaść i byśmy się odsunęli!
-Odd, nie bądź śmieszny. Yumi nie miała jak nas ostrzec, a poza tym nie zdążylibyśmy uciec – wtrącił się samuraj.
-Nie jestem śmieszny! W ogóle może mi ktoś powiedzieć, gdzie do jasnej ciasnej jesteśmy?! - wydarł się na całe gardło żarłok.
-Uspokój się – zaczęła Ishiyama. - Podejrzewam, że jesteśmy w Blanku.
-Skąd ta pewność? - zdziwił się Niemiec.
-Już byłam nieraz w tym miejscu. Zresztą, nie pamiętacie jak wyglądał Blank zanim dostaliśmy gogle od Jeremiego?
-Racja. W takim razie musimy jakoś powiadomić Einsteina, że tu jesteśmy – szatyn pogrążył w zamyśleniu.
-To może być trudne… - szepnęła dziewczyna. - Może nie siedźmy tu, tylko chodźmy przed siebie. Jesteśmy teraz łatwym celem dla Xany. Poza tym może znajdziemy przejście do Kartaginy i wtedy będziemy mogli się porozumieć z Jeremim.
-Dobra, chodźmy – zarządził Odd, po czym wszyscy zgodnie ruszyli przed siebie.



Jeremy siedział przed ekranem superkomputera, a jego myśli przelatywały w głowie w bardzo szybkim tempie. Ciągle zastanawiał się, gdzie mogli podziać się jego przyjaciele i czy lepiej żeby Aelita szukała ich w Lyoko, czy lepiej, żeby była z nim na Ziemi.
-Mam głupi pomysł – powiedział w końcu.
-Jaki? - spytała elfka z zaciekawieniem.
-Sprawdzę Blanka. To jedyne miejsce, gdzie nie mam teraz podglądu. Może właśnie tam jakoś się przenieśli?
-Dobry pomysł, Jeremy. Warto to sprawdzić!
-Ale to chwilę potrwa…
-Nie przejmuj się, ja poczekam w Lyoko, żebyś mógł mnie ewentualnie do nich przenieść, gdyby tam byli.
-Zgoda.



Odd, Ulrich i Yumi szli już dłuższą chwilę w zupełnej ciszy. Della Robbia był wyraźnie znudzony zaistniałą sytuacją i próbował znaleźć sobie na siłę jakieś zajęcie.
-Matko! Ile jeszcze będziemy szli?! - wykrzyknął w końcu.
-Tyle ile będzie trzeba – burknęła Ishiyama. - Naprawdę zachowujesz się czasem jak dziecko.
-Wolę się zachowywać jak dziecko, niż jak stara baba – wypalił Włoch.
-Co? Ja niby zachowuję się jak stara baba?! - oburzyła się Japonka.
-No tak. Wiecznie jesteś taka poważna. Normalnie jakby ci włożyli kij nie powiem gdzie.
-Wcale taka nie jestem!
-Jesteś!
-Świetnie. Skończyłeś już?
-Nie.
-Ale ja to skończę! - warknął Ulrich. - Zamknij się, Odd i będzie po sprawie.
-Ej, czemu trzymasz jej stronę? Faceci powinni trzymać się razem! - oburzył się koci wojownik.
-Może i bym się z tobą trzymał, gdybyś nie był takim głąbem.
-Nie jestem głąbem!
-No, widzisz, a Yumi nie zachowuje się jak stara baba. Jesteśmy kwita.
-Halo! Ulrich, Odd, Yumi, czy mnie słyszcie? - nagle rozległ się słabo słyszalny głos Jeremiego.
-Tak, Jeremy słyszmy cię! - krzyknęła Yumi.
-To bez sensu, nie słyszę nic – mówił Belpois sam do siebie.
-Jeremy? Halo? - Della Robbia był zdziwiony natychmiastowym brakiem odpowiedzi komputerowca.
-Cicho Odd, nie pamiętasz, że tutaj kontakt z Ziemią jest utrudniony? - mruknął Stern, nie chcąc przeszkadzać w nasłuchiwaniu informacji od Jeremiego.
-Słuchajcie, widzę, że jesteście w Blanku i postaram się was ściągnąć – zapowiedział Einstein.
-Jasne, jasne. Ten Blank to jakiś wybrakowany jest – marudził żarłok, a po chwili jego ciało zaczęło znikać. Działo się to jak na zwolnionym tempie w jakimś filmie. Yumi i Ulrich wpatrywali się w przyjaciela, zanim sami zaczęli znikać od nóg zaczynając. Nagle proces się zatrzymał, tak że tułowia Wojowników unosiły się nad powierzchnią Blanka.
-Ale o co chodzi? - dziwił się Włoch. - Ale dziwne uczucie. Gdzie są moje nogi?
-Coś musiało pójść nie tak – zmartwiła się Japonka.
-Ale super! Czy ja teraz latam?
-Nie, Odd. Mam wrażenie, że my normalnie mamy nogi, tylko są jakby niewczytane – zamyślił się samuraj.
-Wystąpił jakiś błąd w transferze. Postaram się go odkręcić – zapowiedział okularnik.
-Po co on do nas tak gada, jak mu nie możemy odpowiedzieć? - zastanawiał się koci wojownik.



Jeremy nerwowo stukał palcami w kolano. Zastanawiał się, co mogło pójść nie tak i dlaczego transfer zatrzymał się w połowie. Sprawdził wszystkie procesy superkomputera. Nic nie wskazywało na to, żeby coś było nie tak. Próbował uruchomić ponownie program, ale to nic nie zmieniło. Proces dewirtualizacji zatrzymał się na pięćdziesięciu procentach i ani drgnął. Niespodziewana utrata punktów życia przez jego przyjaciół w Blanku dopiero wybudziła Einsteina z letargu. Chłopak od razu domyślił się, że Wojownicy muszą być tam atakowani przez Xanę.
-To pewnie te całe Wieloperze. Nie dobrze. Pewnie nawet nie widzą skąd one atakują. Och, gdyby tylko dało się im wysłać kombinezony, żeby mogli się bronić. No, ale to też nie działa. Jak zawsze wszystko się psuje w nieodpowiednim momencie – myślał Belpois. - Co?! Aktywna wieża? Tego mi jeszcze brakowało.
-Aelita, jest aktywna wieża w sektorze pustynnym – powiedział blondyn.
-Już tam biegnę, Jeremy – odezwała się elfka.
-To był podstęp. Ta pierwsza wieża miała tylko zwabić wszystkich do Blanka, a teraz Xana przypuścił atak, żeby ich tam zniszczyć. To było dobre posunięcie, ale nie przewidział, że Aelita dezaktywuje tą pierwszą wieżę – myśli Francuza goniły szybko po jego głowie. Musiał teraz wymyślić dobry plan na przechytrzenie wirusa. Wszystko musiało być dobrze zaplanowane, bo jeśli popełni najmniejszy błąd jego znajomi mogą na zawsze zniknąć z realnego świata.



Aelita biegła co sił w nogach, żeby jak najszybciej znaleźć się w sektorze pustynnym. Wiedziała, że jej przyjaciele mają kłopoty i tylko ona mogła teraz ich uratować. Liczył się czas. Xana na pewno wykorzysta każdą sekundę, aby być o krok przed nimi. Wojownicy byli teraz na przegranej pozycji. Kiedy dotarła przed aktywną wieżę, powitały ją dwa rzędy krabów.
-Jeremy, mamy problem – powiedziała.