Tam, gdzie nie ma nocy - Rozdział 54

    Samuraj zgrabnie unikał ataków i w końcu po długiej walce pokonał wszystkie nietoperze. Aelita w międzyczasie skontaktowała się z Jeremim, prosząc o ewakuowanie ich z Blanka. Po ponad dwudziestu minutach Hopperówna i Stern pojawili się w pomieszczeniu ze skanerami. Szybko weszli do windy, żeby spotkać się zresztą przyjaciół. Kiedy drzwi się otworzyły, byli zdziwieni. Przy superkomputerze znajdował się tylko Jeremy.
-A gdzie Yumi i Odd? - spytał Ulrich.
-Oni jeszcze nie wrócili – stwierdził ponuro Einstein.
-Jak to? - zadała pytanie różowowłosa.
-Prosiłem was, żebyście uważali… - burknął Belpois.
-Uważaliśmy! - przerwał mu szatyn.
-To jak  wytłumaczysz to, że ich jeszcze nie ma?!
-Jeremy, to nie nasza wina, że zostaliśmy zaatakowani – powiedziała dziewczyna, wymachując przy tym rękami.
-Przez kogo? - zdziwił się komputerowiec. - Nie dostałem żadnych wiadomości o jakiejkolwiek walce.
-No przez Xanę, bo chyba nie przez Smerfy – warknął Niemiec. - Xana ma w Blanku nowe potwory. Takie gigantyczne, zmutowane nietoperze, które bardzo trudno pokonać, a jak nie trafisz w oko Xany to się mnożą jak króliki.
-To niedobrze – westchnął  okularnik.
-Jeremy, sprowadzisz ich prawda? - spytała Hopperówna z nutą strachu w głosie.
-Tak, ale z racji utrudnionej komunikacji między Ziemią, a Blankiem, chwilę to potrwa. Gdybym tylko wiedział jak łączyć się z Blankiem bezpośrednio, a nie przez Lyoko, mogłoby to przyśpieszyć proces – mówił Einstein.
-Spokojnie, razem coś wymyślimy – Aelita uśmiechnęła się pogodnie do ukochanego.
-To ja wam nie będę przeszkadzał – mruknął Ulrich, spoglądając na zegarek. - Jest już późno, więc pójdę do internatu. Jakbym był potrzebny to dajcie znać.
-Jasne – Jeremy skinął głową.



Stern szybko dotarł do Kadic, umył się i spakował rzeczy na kolejny dzień nauki. Minęły już dwie godziny odkąd był w internacie i nie dostał żadnych wiadomości od Einsteinów.
-Mam nadzieję, że wszystko będzie w porządku – szepnął, kładąc głowę na poduszce i wbijając oczy w sufit. Próbował usnąć, ale nie mógł. Cały czas czuwał przy telefonie, oczekując wezwania do fabryki lub jakichkolwiek innych wieści od jego przyjaciół. Dotrwał tak do godziny trzeciej nad ranem, kiedy jego powieki zrobiły się tak ciężkie, że nie odmówił sobie snu, który okazał się być zadziwiająco relaksujący.



Ranek zawitał nad Kadic. Ulrich leniwie przetarł oczy, gdy budzik wyrwał go z błogiego snu. Szybko się ubrał i biorąc swój szkolny plecak, wyszedł z pokoju. Jak co rano udał się do stołówki na śniadanie. Kiedy wszedł do budynku, praktycznie podskoczył ze szczęścia. Przy stoliku, który zawsze zajmował z resztą Wojowników, siedzieli wszyscy jego przyjaciele, jedząc i śmiejąc się w najlepsze. Postanowił wziąć porcję jedzenia i przysiąść się do nich.
-Cześć – przywitał się, kiedy stanął przy grupce znajomych.
-O Ulrich, siadaj – to mówiąc, Jeremy zdjął z krzesła swoją torbę i pokazał mu, żeby zajął miejsce koło niego. - Mamy trochę ciekawostek o Blanku, jeśli chcesz je znać.
-No pewnie – uśmiechnął się szatyn.
-Wyobraź sobie, że jak wypadniesz z gry w Blanku to powrót na Ziemię trwa ponad trzy godziny – zaczął Belpois.
-Co? Jak to możliwe? - zdziwił się Stern.
-Sam nie wiem, ale wczoraj, bez mojej ingerencji, Yumi i Odd wrócili właśnie po około trzech godzinach. Już miałem dać za wygraną, kiedy po prostu się pojawili w skanerach – mówił Francuz.
-No. I mamy nazwę dla nowych potworów – powiedział z entuzjazmem Della Robbia.
-Odd wymyślił… - dodała Aelita.
-Wieloperze – Włoch prawie krzyknął na całą stołówkę.
-Wielo co? - Niemiec udał, że nie zrozumiał.
-No, Wieloperze, takie nietoperze, których jest wiele. Logiczne, nie? - wyjaśnił Odd.
-Bardzo… - Ulrich stwierdził z sarkazmem.
-Wiedziałem, że mu się spodoba! - wykrzyknął żarłok, zwracając na siebie uwagę innych uczniów w jadalni.
-Odd, możesz być trochę ciszej? - zapytał nieco zdenerwowany okularnik. - Nie potrzebujemy ogłaszać światu wszem i wobec, że w jakimś wirtualnym świcie żyją sobie jakieś dziwne potworki, które sobie nazywasz.
-Oj, sorki.



Lekcje tego dnia dłużyły się wszystkim uczniom niemiłosiernie. Każdy, a zwłaszcza Odd, wyczekiwał długiej przerwy obiadowej, żeby trochę odpocząć, a w przypadku szkolnego żarłoka najeść się do syta. Kiedy wreszcie zabrzmiał wyczekiwany dzwonek, wszystkie klasy szybko opustoszały, a uczniowie wybiegli na korytarze, śmiejąc się i rozmawiając. Wojownicy Lyoko jak zawsze na przerwie obiadowej spotkali się przy swoim ulubionym stoliku na stołówce. Della Robbia nie szczędził sobie jedzenia i poprosił Rose o potrójną porcję lazanii.
-Nie wiem, gdzie ty to mieścisz – westchnął Jeremy, widząc górę jedzenia na tacy przyjaciela. - A przy tym jesteś taki chudy…
-To się nazywa dobre spalanie baterii – powiedział z wyższością Włoch.
-Chyba chodziło ci o dobrą przemianę materii... - sprostowała Aelita.
-Co za różnica? - mruknął chłopak, przeżuwając jedzenie.
-Pewnie wiele osób by ci zazdrościło takiej przemiany materii, ale z pewnością nikt nie zazdrościłby ci tak dużej inteligencji – stwierdziła Yumi, cicho chichocząc.
-Jak to nie? Przecież jestem bardzo inteligentny – powiedział dumnie żarłok.
-Tak? To ile jest siedem razy dziewięć? - spytał Belpois.
-Poczekaj, pomyślę – Della Robbia popadł w zamyślenie. - To będzie czterdzieści osiem… A nie, nie, nie! To będzie pięćdziesiąt cztery!
-Źle – powiedziały równo Aelita i Yumi.
-Pięćdziesiąt osiem?
-Nie.
-Sześćdziesiąt?
-Nie.
-Odd, nie zgaduj, tylko policz – stwierdził okularnik.
-Dobra, masz mnie. Ile?
-Sześćdziesiąt trzy.
-Co?! Ale jak?! Przecież to nie tak, bo siedem razy dziesięć to siedemdziesiąt, więc jak odejmiemy dziesięć to będzie sześćdziesiąt.
-Jeśli przyjmujesz tą metodę to musisz odjąć siedem od siedemdziesięciu.
-Wygrałeś. Może matematyka faktycznie nie jest moją mocną stroną, ale zobaczysz kiedyś będę kimś – rozmarzył się fioletowowłosy. - W końcu jestem Oddem Wspaniałym!
-Ty to co najwyżej masz przerost ego. Podejrzewam, że przestało się nawet mieścić w jednym pomieszczeniu z tobą – zaśmiał się Ulrich, a zaraz zaczęła mu wtórować reszta przyjaciół.



Promienie słonecznie już dawno zniknęły za horyzontem. Był już wieczór, gdy Yumi wracała do domu po popołudniowym spotkaniu z przyjaciółmi, na którym oglądali jedną z nowych komedii. Film rzeczywiście okazał się być bardzo zabawny, więc Japonka miała bardzo dobry humor. Weszła do domu. Ku jej zaskoczeniu w przedpokoju czekała na nią matka.
-Cieszę się, że już wróciłaś. Musimy porozmawiać – stwierdziła kobieta.