Yumi siedziała cicho na swoim łóżku, wpatrując się w Ulricha z niedowierzaniem. To co przed chwilą usłyszała od niego sprawiło, że popadła w lekkie zamyślenie. Zastanawiała się, co powinna w tej sytuacji zrobić, ale przede wszystkim, czy powinna uwierzyć w słowa przyjaciela, wszak nadwyrężył jej zaufanie. Po dłuższym zastanowieniu przerwała, niezakłóconą wcześniej, ciszę i powiedziała:
-Jeśli dobrze rozumiem, to Sissi chce z tobą chodzić, tak?
-No tak – przytaknął Stern.
-To czemu się nie zgodzisz? Dobrze wyglądacie razem – Ishiyama przeklęła samą siebie w duchu za te słowa.
-Żartujesz, prawda? - zapytał retorycznie chłopak. - Przecież wiesz, że ona mnie strasznie drażni. Związek z nią spokojnie mógłby być najokrutniejszą karą w średniowieczu.
Japonka nie odpowiedziała od razu, tylko zaczęła się cicho śmiać, ale kiedy uświadomiła sobie, że jej zachowanie jest trochę niestosowne do sytuacji, wzięła głęboki oddech i postanowiła zadać pytanie, które od dłuższej chwili ją nurtowało:
-To co zamierzasz zrobić?
-Nie wiem. Dużo nad tym myślałem, ale nie znalazłem żadnego rozwiązania na razie. Aelita zasugerowała, że może moglibyśmy udawać parę, dopóki Sissi się nie odczepi… - sugestię Hopperówny nastolatek powiedział niemal szeptem. Na twarzy Yumi pojawiło się dziwne zakłopotanie, ale szybko powróciła do swojej kamiennej twarzy.
-Serio? - tylko na tak krótkie pytanie mogła się zdobyć, nie demaskując swojego zmieszania, złości i radości w jednym.
-No tak, zaproponowała to dzisiaj przy obiedzie. Reszta nie uznała tego za zły pomysł, więc może to jest jakieś rozwiązanie? - zasugerował szatyn.
-Na pokaz? Mam być z tobą na pokaz? - negatywne emocje, na czele ze złością nagle wzięły górę nad opanowaniem Yumi.
-Ja tylko… - niepewnie zaczął Ulrich.
-Słuchaj, to nie jest śmieszne. Myślisz, że się zgodzę na taki chory układ? Że będę tylko przykrywką?!
-No myślałem, że…
-To źle myślałeś! Ulrich, ja bym mogła z tobą chodzić, ale tak naprawdę. Gdybyś się mnie zapytał, to bym się zgodziła, ale na taki układ jaki proponujesz zgodzić się nie mogę. To razi w moją godność.
-Wiedziałem, że to zły pomysł…
-Tak, to bardzo zły pomysł, dlatego idź już. Twoje pięć minut się skończyło – powiedziała szorstko Ishiyama.
-Jak to? Miałem nadzieję, że przynajmniej się pogodzimy.
-Nie, nie pogodzimy się dopóki nie zaczniesz traktować mnie poważnie. A teraz żegnaj, Ulrich – to mówiąc, dziewczyna wskazała na drzwi swojego pokoju. - Odprowadzić cię do wyjścia, czy sam trafisz? - zapytała gniewnie.
-Trafię sam, dzięki – po tych słowach Stern wstał z cichym westchnieniem i skierował się w stronę wyjścia na korytarz z pokoju Yumi. Idąc niechętnie przed siebie, dotarł do drzwi głównych. Chłopak spokojnie obejrzał się za siebie z ogromnym smutkiem w oczach i wyszedł przed budynek. Poszedł w stronę Kadic. Po zaledwie pięciu minutach był już na terenie parku, otaczającego szkołę. Ku jego niezadowoleniu przy jednym z drzew spotkał Sissi, która uśmiechnęła się na jego widok.
-Och, Ulrich, kotku, szukałam cię po obiedzie i nigdzie cię nie było. Tęskniłam – słodko zaczęła rozmowę Elizabeth.
-Sissi, proszę, daj sobie spokój, bo nie jestem w humorze – wycedził przez zęby Niemiec.
-Ale kochanie! Nie cieszysz się, że mnie widzisz? - spytała, po czym rzuciła się na szyję nastolatkowi, mocno go przytulając.
-Nie szczególnie – bąknął pod nosem szatyn. - Więc zostaw mnie w spokoju – dodał, odpychając dziewczynę od siebie. - Chcę być teraz sam.
-Och, nie bądź taki! Przecież wiem, że w głębi duszy mnie pragniesz!
-Cóż, nie wiem, co Ulrich ma w głębi duszy, ale wiem, czego ma powyżej uszu – wtrącił się Odd, który właśnie przechodził obok nich. - Ciebie – wyszczerzył zęby w szyderczym uśmiechu.
-Spadaj, Della Robbia, przeszkadzasz! - skarciła go córka dyrektora.
-Myślę, że to raczej ty przeszkadzasz, Sissi – stwierdził pogodnie Włoch. - Idziesz Ulrich ze mną? Czy zostajesz z tą… „miłą damą”?
-Wiesz, że tobie nigdy nie odmówię – zaśmiał się Niemiec. Po tych słowach zbliżył się do przyjaciela i razem odeszli w stronę szkoły, zostawiając Elizabeth samą.
-Popamiętasz mnie, Ulrich. Dobrze wiesz, że i tak będziesz mój – mruknęła sama do siebie.
Ishiyama siedziała na łóżku w tej samej pozycji, w której była podczas wizyty Sterna. Myśli w jej głowie goniły jak szalone, bez żadnego uporządkowania. Po chwili dziewczyna jęknęła ostentacyjnie i rzuciła się na plecy, przykładając sobie poduszkę do twarzy.
-Co za koszmar – szepnęła, a pojedyncze łzy zaczęły napływać do jej oczu. - Co powinnam z tym zrobić? - zadała sobie retoryczne pytanie i wbiła oczy w figurkę słonika, którą dostała od Ulricha na urodziny. W tym momencie słonik uniósł się nad półką i upadł z łoskotem na podłogę, gdzie zostały już po nim tylko drobne odłamki porcelany.
-Cholera, nie o to mi chodziło – westchnęła Yumi. Wstała z łóżka i wzięła do ręki zmiotkę i szufelkę, które od jakiegoś czasu były standardowym wyposażeniem jej pokoju, a następnie ostrożnie zmiotła resztki figurki, wyrzucając je później do kosza.
Nim ktokolwiek zauważył było już po godzinie dwudziestej drugiej i wszyscy uczniowie w internacie szykowali się do snu. Wyjątek stanowił Jeremy, który był pochłonięty pracą nad odkryciem tajemnicy białej przestrzeni w wirtualnym świecie. Nagle został wyrwany z zamyślenia przez skok napięcia, który wyłączył jego komputer stacjonarny.
-Świetnie, nie zdążyłem zapisać – mruknął pod nosem. W tym samym momencie do jego uszu dotarło bardzo niepokojące pikanie laptopa z torby.
-Ale sobie czas wybrałeś, Xana – westchnął, po czym wziął telefon i napisał wiadomość o treści „S.O.S. X.A.N.A.” i wysłał ją do swoich przyjaciół. Nie minęło dziesięć minut, a wszyscy razem, za wyjątkiem Yumi, biegli do fabryki. Otworzyli właz do kanałów i wskoczyli na swoje pojazdy. Spieszyli się jak mogli, aby z lekką zadyszką wpaść do windy w opuszczonej fabryce. Jeremy jak zawsze wysiadł piętro wyżej, niż reszta i poszedł do superkomputera, natomiast Aelita, Odd i Ulrich zajęli swoje miejsca w skanerach.
-Wysyłam was do sektora pustynnego – zakomunikował Belpois. - Transfer Aelity. Transfer Odda. Transfer Ulricha. Skan Aelity. Skan Odda. Skan Ulricha. Wirtualizacja – cały proces został zatwierdzony klawiszem „enter”, a Wojownicy Lyoko znaleźli się w samym sercu pustyni.
-Jesteśmy – zakomunikowała Hopperówna. - Na razie nie ma żadnych śladów działalności Xany. Widzisz coś, Jeremy?
-Nie, póki co teren faktycznie wydaje się być czysty, ale bądźcie ostrożni, to może być pułapka. Aktywna wieża jest trzydzieści pięć stopni na południe, wyślę wam pojazdy – mówił komputerowiec.
-Dobrze. Czekamy – odpowiedziała elfka. - Nie wiesz może gdzie jest Yumi?
-Nie. Wysłałem jej tylko wiadomość. Może już spała i jej nie zauważyła. Nie martwicie się, jak będzie gorąco w Lyoko to do niej zadzwonię – zapewnił blondyn.
-Dobrze. W takim razie ruszamy – to mówiąc, Hopperówna wskoczyła na hulajnogę i ruszyła przed siebie. W jej ślady poszli także Della Robbia i Stern, którzy również wsiedli na swoje pojazdy, odpowiednio na odrzutową deskę i na motor. Nie przejechali zbyt długiego dystansu, gdy ich oczom ukazało się kilka potworów Xany.
-Coś mały ten komitet powitalny – zaczął Odd.
-Nie mów tak, Xana dopiero się rozkręca – skarcił go Jeremy. - Już widzę pięć szerszeni, które do was lecą.
-No to razem z dwoma megaczołgami i czterema tarantulami mamy dopiero jedenaście potworów. Naprawdę, Einstein, to nic specjalnego – stwierdził koci wojownik. - No dobrze kochane potworki, chodźcie do wujka Odda.
-Jeśli dobrze rozumiem, to Sissi chce z tobą chodzić, tak?
-No tak – przytaknął Stern.
-To czemu się nie zgodzisz? Dobrze wyglądacie razem – Ishiyama przeklęła samą siebie w duchu za te słowa.
-Żartujesz, prawda? - zapytał retorycznie chłopak. - Przecież wiesz, że ona mnie strasznie drażni. Związek z nią spokojnie mógłby być najokrutniejszą karą w średniowieczu.
Japonka nie odpowiedziała od razu, tylko zaczęła się cicho śmiać, ale kiedy uświadomiła sobie, że jej zachowanie jest trochę niestosowne do sytuacji, wzięła głęboki oddech i postanowiła zadać pytanie, które od dłuższej chwili ją nurtowało:
-To co zamierzasz zrobić?
-Nie wiem. Dużo nad tym myślałem, ale nie znalazłem żadnego rozwiązania na razie. Aelita zasugerowała, że może moglibyśmy udawać parę, dopóki Sissi się nie odczepi… - sugestię Hopperówny nastolatek powiedział niemal szeptem. Na twarzy Yumi pojawiło się dziwne zakłopotanie, ale szybko powróciła do swojej kamiennej twarzy.
-Serio? - tylko na tak krótkie pytanie mogła się zdobyć, nie demaskując swojego zmieszania, złości i radości w jednym.
-No tak, zaproponowała to dzisiaj przy obiedzie. Reszta nie uznała tego za zły pomysł, więc może to jest jakieś rozwiązanie? - zasugerował szatyn.
-Na pokaz? Mam być z tobą na pokaz? - negatywne emocje, na czele ze złością nagle wzięły górę nad opanowaniem Yumi.
-Ja tylko… - niepewnie zaczął Ulrich.
-Słuchaj, to nie jest śmieszne. Myślisz, że się zgodzę na taki chory układ? Że będę tylko przykrywką?!
-No myślałem, że…
-To źle myślałeś! Ulrich, ja bym mogła z tobą chodzić, ale tak naprawdę. Gdybyś się mnie zapytał, to bym się zgodziła, ale na taki układ jaki proponujesz zgodzić się nie mogę. To razi w moją godność.
-Wiedziałem, że to zły pomysł…
-Tak, to bardzo zły pomysł, dlatego idź już. Twoje pięć minut się skończyło – powiedziała szorstko Ishiyama.
-Jak to? Miałem nadzieję, że przynajmniej się pogodzimy.
-Nie, nie pogodzimy się dopóki nie zaczniesz traktować mnie poważnie. A teraz żegnaj, Ulrich – to mówiąc, dziewczyna wskazała na drzwi swojego pokoju. - Odprowadzić cię do wyjścia, czy sam trafisz? - zapytała gniewnie.
-Trafię sam, dzięki – po tych słowach Stern wstał z cichym westchnieniem i skierował się w stronę wyjścia na korytarz z pokoju Yumi. Idąc niechętnie przed siebie, dotarł do drzwi głównych. Chłopak spokojnie obejrzał się za siebie z ogromnym smutkiem w oczach i wyszedł przed budynek. Poszedł w stronę Kadic. Po zaledwie pięciu minutach był już na terenie parku, otaczającego szkołę. Ku jego niezadowoleniu przy jednym z drzew spotkał Sissi, która uśmiechnęła się na jego widok.
-Och, Ulrich, kotku, szukałam cię po obiedzie i nigdzie cię nie było. Tęskniłam – słodko zaczęła rozmowę Elizabeth.
-Sissi, proszę, daj sobie spokój, bo nie jestem w humorze – wycedził przez zęby Niemiec.
-Ale kochanie! Nie cieszysz się, że mnie widzisz? - spytała, po czym rzuciła się na szyję nastolatkowi, mocno go przytulając.
-Nie szczególnie – bąknął pod nosem szatyn. - Więc zostaw mnie w spokoju – dodał, odpychając dziewczynę od siebie. - Chcę być teraz sam.
-Och, nie bądź taki! Przecież wiem, że w głębi duszy mnie pragniesz!
-Cóż, nie wiem, co Ulrich ma w głębi duszy, ale wiem, czego ma powyżej uszu – wtrącił się Odd, który właśnie przechodził obok nich. - Ciebie – wyszczerzył zęby w szyderczym uśmiechu.
-Spadaj, Della Robbia, przeszkadzasz! - skarciła go córka dyrektora.
-Myślę, że to raczej ty przeszkadzasz, Sissi – stwierdził pogodnie Włoch. - Idziesz Ulrich ze mną? Czy zostajesz z tą… „miłą damą”?
-Wiesz, że tobie nigdy nie odmówię – zaśmiał się Niemiec. Po tych słowach zbliżył się do przyjaciela i razem odeszli w stronę szkoły, zostawiając Elizabeth samą.
-Popamiętasz mnie, Ulrich. Dobrze wiesz, że i tak będziesz mój – mruknęła sama do siebie.
Ishiyama siedziała na łóżku w tej samej pozycji, w której była podczas wizyty Sterna. Myśli w jej głowie goniły jak szalone, bez żadnego uporządkowania. Po chwili dziewczyna jęknęła ostentacyjnie i rzuciła się na plecy, przykładając sobie poduszkę do twarzy.
-Co za koszmar – szepnęła, a pojedyncze łzy zaczęły napływać do jej oczu. - Co powinnam z tym zrobić? - zadała sobie retoryczne pytanie i wbiła oczy w figurkę słonika, którą dostała od Ulricha na urodziny. W tym momencie słonik uniósł się nad półką i upadł z łoskotem na podłogę, gdzie zostały już po nim tylko drobne odłamki porcelany.
-Cholera, nie o to mi chodziło – westchnęła Yumi. Wstała z łóżka i wzięła do ręki zmiotkę i szufelkę, które od jakiegoś czasu były standardowym wyposażeniem jej pokoju, a następnie ostrożnie zmiotła resztki figurki, wyrzucając je później do kosza.
Nim ktokolwiek zauważył było już po godzinie dwudziestej drugiej i wszyscy uczniowie w internacie szykowali się do snu. Wyjątek stanowił Jeremy, który był pochłonięty pracą nad odkryciem tajemnicy białej przestrzeni w wirtualnym świecie. Nagle został wyrwany z zamyślenia przez skok napięcia, który wyłączył jego komputer stacjonarny.
-Świetnie, nie zdążyłem zapisać – mruknął pod nosem. W tym samym momencie do jego uszu dotarło bardzo niepokojące pikanie laptopa z torby.
-Ale sobie czas wybrałeś, Xana – westchnął, po czym wziął telefon i napisał wiadomość o treści „S.O.S. X.A.N.A.” i wysłał ją do swoich przyjaciół. Nie minęło dziesięć minut, a wszyscy razem, za wyjątkiem Yumi, biegli do fabryki. Otworzyli właz do kanałów i wskoczyli na swoje pojazdy. Spieszyli się jak mogli, aby z lekką zadyszką wpaść do windy w opuszczonej fabryce. Jeremy jak zawsze wysiadł piętro wyżej, niż reszta i poszedł do superkomputera, natomiast Aelita, Odd i Ulrich zajęli swoje miejsca w skanerach.
-Wysyłam was do sektora pustynnego – zakomunikował Belpois. - Transfer Aelity. Transfer Odda. Transfer Ulricha. Skan Aelity. Skan Odda. Skan Ulricha. Wirtualizacja – cały proces został zatwierdzony klawiszem „enter”, a Wojownicy Lyoko znaleźli się w samym sercu pustyni.
-Jesteśmy – zakomunikowała Hopperówna. - Na razie nie ma żadnych śladów działalności Xany. Widzisz coś, Jeremy?
-Nie, póki co teren faktycznie wydaje się być czysty, ale bądźcie ostrożni, to może być pułapka. Aktywna wieża jest trzydzieści pięć stopni na południe, wyślę wam pojazdy – mówił komputerowiec.
-Dobrze. Czekamy – odpowiedziała elfka. - Nie wiesz może gdzie jest Yumi?
-Nie. Wysłałem jej tylko wiadomość. Może już spała i jej nie zauważyła. Nie martwicie się, jak będzie gorąco w Lyoko to do niej zadzwonię – zapewnił blondyn.
-Dobrze. W takim razie ruszamy – to mówiąc, Hopperówna wskoczyła na hulajnogę i ruszyła przed siebie. W jej ślady poszli także Della Robbia i Stern, którzy również wsiedli na swoje pojazdy, odpowiednio na odrzutową deskę i na motor. Nie przejechali zbyt długiego dystansu, gdy ich oczom ukazało się kilka potworów Xany.
-Coś mały ten komitet powitalny – zaczął Odd.
-Nie mów tak, Xana dopiero się rozkręca – skarcił go Jeremy. - Już widzę pięć szerszeni, które do was lecą.
-No to razem z dwoma megaczołgami i czterema tarantulami mamy dopiero jedenaście potworów. Naprawdę, Einstein, to nic specjalnego – stwierdził koci wojownik. - No dobrze kochane potworki, chodźcie do wujka Odda.