Tam, gdzie nie ma nocy - Rozdział 1

    Ostatnie promienie zachodzącego słońca powoli żegnały się z Francją, znikając jeden po drugim za horyzontem, by mogła zapanować wiosenna, pogodna noc. Wysoka, kruczowłosa dziewczyna, ubrana w czarną bluzkę, odkrywającą brzuch oraz długie spodnie i buty sportowe w tym samym kolorze, przemierzała park, sąsiadujący ze szkołą. Szła spokojnym, równym krokiem. Na jej twarzy malowało się zmęczenie. Niewątpliwie była wyczerpana po całym dniu spędzonym na zajęciach, zarówno tych obowiązkowych, jak i dodatkowych. To był jej drugi rok w liceum i bardzo przykładała się do nauki. Uczęszczała także na fakultety, przygotowujące do egzaminów na studia. Pogrążona w rozmyślaniach, dotarła do swojego domu, który był jednorodzinnym budynkiem, znajdującym się nieopodal centrum miasta Sceaux i szkoły Kadic. Weszła do środka, zamykając za sobą drzwi i ściągając buty.
-Cześć mamo! Cześć tato! - przywitała się, widząc swoich rodziców, którzy niemal od razu pojawili się w przedpokoju, aby powitać córkę.
-Hej córciu, jak minął ci dzień w szkole? - zapytała ją matka.
-Dobrze, dziękuję mamo. Jestem bardzo zmęczona, mieliśmy dzisiaj dwie kartkówki, a na jutro mam referat z historii - zaczęła spokojnym głosem nastolatka.
-O, to widzę, że miałaś ciężki dzień - stwierdziła kobieta. - Może w takim razie zjesz kolację?
-Nie, dziękuję, mamo. Wolałabym się teraz położyć.
-Och, oczywiście, połóż się i odpocznij, a kolację zjesz później - to mówiąc, pani Ishiyama wróciła do kuchni, pociągając za sobą męża. Po tej krótkiej rozmowie,  Yumi poszła prosto do swojego pokoju. Nie miała ochoty z nikim więcej rozmawiać. Niestety, jej młodszy brat, Hiroki, który słynął ze swojej złośliwości i tym razem jej nie oszczędził. Postanowiła nie reagować na jego zaczepki, zamknęła swój pokój na klucz i po prostu położyła się na łóżku.
-Jak miło – szepnęła do siebie, przykrywając się kocem. Spoglądała chwilę na okno, po czym usnęła.




Był pochmurny poranek. Z nieba leniwie kapał deszcz i wiał zimny wiatr. Internat Kadic powoli budził się do życia. W jednym z pokoi na drugim piętrze szatyn niechętnie otworzył oczy, pomrugał nimi kilka razy, po czym wstał, założył naszykowane wieczorem ubrania w odcieniach brązu i podszedł do łóżka współlokatora.
-Odd, wstawaj! - Ulrich potrząsał przyjacielem. - Spóźnimy się na śniadanie!
-Co? Śniadanie? - chłopak wyskoczył z łóżka jak poparzony. W zawrotnym tempie założył fioletową bluzę i spodnie tego samego koloru. - No to chodź! Na co czekasz?! - spytał, zakładając żółte trampki i dochodząc do drzwi.
-No, na ciebie czekałem... - odparł nieco zszokowany Niemiec.
-Dobrego czasu użyłeś – uśmiechnął się blondyn z pasemkiem. - „Czekałeś” - powtórzył po znajomym. Razem udali się do stołówki, gdzie czekali już na nich Aelita i Jeremy. Państwo Einstein wyglądali bardzo schludnie. Dziewczyna miała na sobie jasnoróżową koszulkę z długim rękawem, bordową ogrodniczkę i wysokie trzewiki pod kolor sukienki. Wszystkie elementy jej ubioru idealnie zgrywały się z nietypowym odcieniem jej włosów - lśniącym, jasnym różem. Chłopak z kolei miał włosy w kolorze blond i okulary na nosie, a na sobie miał niebieski golf z długim rękawem, kremowe spodnie, sięgające do kostek i ciemnoniebieskie buty.
-Cześć! - przywitali się wszyscy i usiedli, zabierając się do jedzenia. Odd jak zwykle zjadł najwięcej kanapek, chcąc jeszcze dokładki. Po skończonym posiłku całą grupą udali się w stronę sali, gdzie mieli mieć lekcje. Dzwonek obwieścił rozpoczęcie zajęć w szkole.
-Nie ma to jak pierwsza lekcja z panią Hertz – burknął Odd, zajmując swoje miejsce w sali.
-A co? Może wolałbyś WF z Jimem? - zaproponowała Aelita, która usiadła w ławce przed nim.
-No oczywiście, że bym wolał – odpowiedział Della Robbia, spoglądając w stronę drzwi.
-Żartujesz? - spytał z niedowierzaniem Jeremy, który już dawno siedział obok swojej ukochanej i właśnie przeglądał podręcznik.
-Einstein, wiem, że nie lubisz WF-u, ale ja jestem wysportowany i bardzo go lubię – wyszczerzył zęby w poczuciu wyższości chłopak z fioletowym pasmem włosów.
-Tak, masz rację, ale nie ma ludzi dobrych we wszystkim, tak więc ja jestem dobry przykładowo w fizyce i matematyce, a ty w WF-ie. Proste – stwierdził, poprawiając okulary Belpois. Tym razem to on poczuł się lepszy, mimo że bardzo tego nie lubił. To poczucie gryzło się z jego charakterem. Nigdy nie potrafił spoglądać na innych z wyższością. Ulrich natomiast siedział bezczynnie, wpatrując się przed siebie i ignorując wszystkie bodźce jakie dochodziły do niego ze świata zewnętrznego. Stern był teraz w swoim świecie, a jego myśli krążyły wokół pewnej osoby.




Lekcje szybko minęły. Cała grupka, prócz Yumi i Williama, siedziała w pokoju Einsteina. Było późne popołudnie, deszcz nie przestawał padać, a nasi bohaterowie pochłonięci byli rozmową.
-Myślisz, Jeremy, że ten program pomoże nam w walce z Xaną? - zadała pytanie cichym, ledwo słyszalnym głosem Aelita.
-Nie wiem, trzeba by go przetestować – odparł okularnik. Spojrzał na przyjaciół prosząco.
-Dobra, możemy iść – mruknął Stern. Odd tylko skinął głową, wyrażając tym samym swoją aprobatę.
-Super! - powiedział Belpois. - To dzwonię po Yumi - dodał po chwili. Wyjął z kieszeni szarozielony telefon i wybrał numer. Nikt nie odbierał. Ponowił kilka razy próbę. Wreszcie Japonka podniosła słuchawkę:
-Tak?
-Cześć, nie przeszłabyś się z nami do Lyoko? Potrzebuję przetestować nowy program - wyjaśnił komputerowiec.
-Wiesz, niestety dzisiaj nie dam rady. Ciotka z Japonii ma dzisiaj przylecieć i muszę być w domu cały czas - odpowiedziała Yumi.
-Dobrze, w takim razie poradzimy sobie sami. Miłego wieczoru.
-Dziękuję - zaśmiała się dziewczyna i rozłączyła się.



Cała czwórka udała się do fabryki. Kiedy byli już na miejscu, Jeremy nakazał, aby Aelita, Odd i Ulrich udali się do pomieszczenia ze skanerami.
-Przenoszę was do sektora polarnego – zapowiedział okularnik, przybliżając się do ekranu superkomputera. - Transfer Odda. Transfer Ulricha. Transfer Aelity. Skan Odda. Skan Ulricha. Skan Aelity. Wirtualizacja!
Po chwili wszyscy znaleźli się w Lyoko. Della Robbia stał się kocim wojownikiem w fioletowym kombinezonie, z uszami i ogonem pod kolor stroju, a jego bronią stały się laserowe strzały, których magazynki znajdowały się w jego łapach. Stern przybrał z kolei postać samuraja w brązowym stroju z przepaską na czole i dwoma mieczami jako bronią. Hopper została elfem w różowym stroju, a do obrony miała pola energii oraz swoje rozkładane skrzydła. Rozejrzeli się wokół. Było spokojnie, żaden potwór się nie zjawił.
-Einstein – zaczął przyodziany w koci kombinezon chłopak. - Rób, co masz robić i zwijajmy się stąd.
-Nie ma sprawy, Odd – usłyszał w odpowiedzi. Jeremy poprosił, aby Hopperówna udała się do wieży. Ta posłusznie wykonała polecenie. Gdy była już w niej, przeprowadził test. Niestety, z nieznanych mu przyczyn program, który stworzył nie chciał działać. Próbował kilka razy wznowić procedurę jego uruchamiania, jednak za każdym razem pojawiał się błąd na ekranie. Młody geniusz popadł w zamyślenie.
-Ściągam was z powrotem – rzekł i w tym samym momencie jego znajomi pojawili się na Ziemi.




Kiedy drzwi windy otworzyły się, czwórka nastolatków wyszła z jej wnętrza. Powolnym krokiem kierowali się ku wyjściu z fabryki.
-Jeremy, czemu program nie zadziałał? - odezwała się różowowłosa, przerywając już długo panującą ciszę.
-Nie mam pojęcia. Wydaje mi się, że po prostu bazowałem na niepełnych informacjach... - próbował się wytłumaczyć blondyn.
-Jak to „niepełnych”? - dopytywała dziewczyna.
-Mam wrażenie, że program zadziała, jeśli pozyskam więcej informacji z interfejsu.
-To szykuje się nam wyprawa do sektora piątego? - wtrącił się Della Robbia.
-Tak, jednak potrzebna nam jest Yumi... W trójkę was nie puszczę... - to mówiąc, Belpois wziął swoją hulajnogę i wolnym tempem zaczął odpychać się jedną nogą, wprawiając tym samym pojazd w ruch. Przyjaciele towarzyszyli mu, idąc piechotą, trzymając swoje deskorolki w rękach, jedna tylko Aelita niosła hulajnogę.
-Problem w tym, że ostatnio ma mało czasu – mruknął pod nosem Ulrich.
-No to może jutro się jej zapytamy, kiedy będzie miała czas? - poddała pomysł Francuzka.
-Jasne, przy dobrych wiatrach wybierzemy się do Kartaginy za miesiąc, no może dwa - powiedział Odd z nutą sarkazmu.



Dzwonek do drzwi rozległ się po domu państwa Ishiyama. Otworzył wysoki, ubrany w garnitur mężczyzna z czarnymi włosami oraz azjatyckimi rysami twarzy.
-Och, witaj Akane! - zabrzmiał jego gruby, lecz cichy głos.
-Takeo! Tyle czasu minęło! - kobieta, ubrana w kremowy płaszcz rzuciła się w objęcia brata.
-Witaj ciociu! - do drzwi podbiegł Hiroki i uściskał gościa. Akane odwzajemniła uścisk, po czym weszła do środka, zdejmując wierzchnie okrycie i buty oraz odkładając swoją walizkę w przedpokoju.
-A gdzie moja ukochana szwagierka? - zapytała entuzjastycznie siostra Takeo.
-W salonie, nakrywa stół do kolacji. Dzisiaj Yumi przygotowała sushi - wyjaśnił pan Ishiyama, prowadząc swoją młodszą siostrę do stołu.
-Czyżby odziedziczyła zdolności kulinarne po ojcu? - zaśmiała się Akane.
-Możliwe - mężczyzna również zachichotał. W tym momencie Yumi weszła do pokoju, niosąc dwa wielkie talerze z różnymi rodzajami nigiri.
-No to jedzmy! - zawołała radośnie matka Yumi.
-Smacznego - powiedzieli wszyscy zgodnie, gdy każdy zajął już swoje miejsce i wziął do ręki pałeczki.