Tam, gdzie nie ma nocy - Rozdział 24

    Do pokoju Jeremiego weszła Aelita, a zaraz za nią Odd i Ulrich. Bez pytania rozsiedli się na łóżku przyjaciela. Długo trwała między nimi cisza, ponieważ nikt nie wiedział od czego można by zacząć rozmowę. W końcu Hopperówna zdecydowała się na pierwszy krok:
-I jak idą prace nad klonem Yumi?
-Nijak. Nic nie mogę znaleźć – mruknął blondyn, siadając na krześle obrotowym przodem do oparcia. - A tak w ogóle, to miałaś mi powiedzieć, co się stało w Lyoko.
-Ach! No tak! - przypomniała sobie dziewczyna.
-A co się stało? - spytał Ulrich.
-No właśnie. Też chcę wiedzieć – dodał Odd.
-Gdy nie bardzo szło mi pokonywanie Xany, nagle z Cyfrowego Morza wyłoniła się taka ogromna fala. Przypominała trochę rękę. I wyobraźcie sobie, że spłukała wszystkie potwory!  – opowiadała różowowłosa.
-Niemożliwe – stwierdził Belpois. - Niby skąd się tam wzięła?
-Nie wiem. Może nie tylko my walczymy z Xaną? Może nam ktoś pomaga? Może to był mój tata? - myślała na głos Hopper.
-Nic nie zarejestrowałem na ekranach superkomputera – powiedział Francuz.
-Wiem co widziałam! - krzyknęła Aelita. - Nigdy mnie nie słuchasz! Nie wierzysz mi! Traktujesz mnie jak dziecko! Przestań wreszcie! - zrobiła się cała czerwona na buzi, obróciła się na pięcie i wyszła, trzaskając przy tym ostentacyjnie drzwiami.
-Masz podejście do kobiet, nie ma co – skomentował Odd.
-Daj spokój! - warknął na niego Einstein.
-Dobra, chodź Ulrich, bo nas tu jeszcze pomorduje – zaśmiał się Della Robbia i razem ze Sternem opuścili pomieszczenie.



Młody Francuz siedział przez cały dzień w swoim pokoju. Nie wyściubił z niego nawet kawałka nosa. Czuł się obrażony na cały świat. Miał dość zachowania Aelity. Tak bardzo się dla niej starał. Chciał dobrze, a wyszło jak zwykle. Prawdą było, że przez nadopiekuńczość krzywdził osobę, na której mu bardzo zależało. Wiedział, że to on musi przeprosić, i że nie ma innego wyjścia. Postanowił jednak poczekać do następnego dnia, żeby zarówno on jak i Hopperówna mogli trochę ochłonąć po awanturze. Nagle na ekranie jego laptopa pojawiło się okno korespondencyjne. Zaczęła pojawiać się wiadomość:
„Cześć Jeremy”.
Jeremy pośpiesznie opisał:
Kim jesteś?”.
Szybko pojawiła się odpowiedź:
„To ja, Yumi”.
Belpois był bardzo nieufny, więc napisał:
„Skąd mam mieć pewność?".
Po dłuższej chwili przyszła wiadomość:
„Jestem w Lyoko, jak mam ci udowodnić?”.
Okularnik wyklepał na klawiaturze:
„Dobra, powiedzmy, że ci wierzę. Gdzie jesteś?"
„Nie wiem. Jestem w jakiejś wieży. I w ogóle nie mam ciała.”
„Jesteś duchem? To jak się podłączyłaś do komunikatora?”
„Podeszłam do interfejsu i zadziałał”
„Czemu wysyłasz wiadomości, zamiast ze mną normalnie rozmawiać?”
„Halo! Jestem duchem! Duchy nie mówią, geniuszu.”
„Fakt. To jak ty piszesz? Przecież nie masz rąk...”
„Myślami, po prostu na ekranie pojawia się to, co akurat myślę.”
„Ciekawe. To z pewnością zasługa twoich zdolności nadprzyrodzonych w Lyoko.”
„Jeremy, jesteś w stanie mi dać jakieś zastępcze ciało? Dziwnie się czuję tak bez niego...”
„Myślę, że tak, ale musiałbym iść do fabryki.”
„Pomóż mi proszę.”
„Dobra, już idę, ale nie ruszaj się z wieży.”
„Niby gdzie mam pójść?”
„A no racja... Odezwę się za jakieś dziesięć minut.”
„Ok. Czekam.”
Francuz zerwał się z fotela, szybko nałożył kurtkę i wyszedł, biorąc tylko ze sobą laptopa.



Ulrich siedział właśnie na parapecie, wpatrując się w piękny księżyc, który akurat był w pełni. Jednak myślami był w innym świecie, tam gdzie mógł widzieć Yumi. Tak bardzo chciałby ją teraz mieć przy sobie. Wyznać jej co naprawdę do niej czuje. Niestety, jej już nie było. Zniknęła w cyfrowej otchłani, ratując mu życie. Niemiec spuścił wzrok na drzewa, by powstrzymać potok łez, który miał w oczach. Przetarł je szybko rękawem. Patrząc tak na szkolne podwórko, w ciemności zauważył dobrze znaną mu postać.
-Gdzie to Jeremy się wybiera? - spytał głośno samego siebie.
-Jak to? - do okna od razu podbiegł Odd, trzymając w ręku Kiwiego.
-No patrz – szatyn wskazał palcem miejsce, w którym poruszał się cień.
-Może idzie do fabryki? Robić tam jakieś programowe rzeczy... - zasugerował Della Robbia.
-Może... A zresztą, co nas to obchodzi. Wolny człowiek, może iść gdzie mu się podoba, o której mu się podoba - wzruszył ramionami Stern.
-No tak, ale teraz mnie to ciekawi. Poszedłbym za nim...
-Po co?
-A tak dla zabawy i zabicia czasu – wyszczerzył zęby Włoch.
-Jak masz ochotę to idź.
-A ty nie idziesz?
-Nie chce mi się patrzeć na tą starą fabrykę.
-No weź, nie pójdziesz ze mną?
-Aż tak ci na tym zależy?
-No – fioletowowłosy pomrugał prosząco oczami.
-Niech ci będzie – odparł zrezygnowany Niemiec. Nastolatkowie założyli na siebie bluzy, bo mimo tego, że dni były całkiem ciepłe, to noce były już znacznie chłodniejsze. Wyszli z internatu, udając się w ślad za przyjacielem. Po chwili dotarli do fabryki.



Belpois zasiadł przy superkomputerze. Zaczął szukać odpowiednich programów, w tym komunikatora z wieżą, kiedy nadeszła pierwsza wiadomość:
„Jesteś już?”.
Jeremy odpisał krótko:
„Tak.
„Masz jakiś program, który wygeneruje dla mnie zastępcze ciało?”
„Tak, niestety będzie ono klonem.”
„Takim jak klon Williama?”
„Tak, tyle, że to będzie twoja postać z Lyoko.”
„A na Ziemi? Już mnie zastąpiłeś?”
„Nie, ciągle nad tym pracuję. Ale ponieważ mieszkasz z rodzicami to Aelita zadzwoniła do nich i powiedziała im, że chcecie pospędzać razem czas, i że będziesz nocować u niej.”
„To dobrze. Już się martwiłam, że mnie rodzice zabiją.”
„Spokojnie. Nie będzie tak źle. Muszę tylko odpalić ten program.”
„Ile to potrwa?”
„Nie wiem. Musisz być cierpliwa. Dalej jesteś w tej samej wieży?”
„Tak. Nigdzie nie wychodziłam.”
„To dobrze. Zaraz ją aktywuję i stworzę klona.”
„No to czekam.”
„Kiedy pojawi się ciało musisz w nie jakoś wejść i  spróbować się ze mną skontaktować.”
„Ok.”