Tam, gdzie nie ma nocy - Rozdział 22

    Francja była pogrążona jeszcze we śnie. Także w szkole Kadic jeszcze wszyscy spali. Jednak w domu państwa Ishiyama już od dawna nie spała młoda Japonka. Z początku próbowała zasnąć i jeszcze przez parę godzin podrzemać. Niestety, od trzeciej nad ranem nie zmrużyła oka. Stwierdziła, że za bardzo bolą ją plecy, dlatego wstała i stanęła na środku pokoju, aby dać im odpocząć.
-Jestem połamana jak jakaś stara babcia – zaśmiała się w duchu. Rozejrzała się po jeszcze ciemnym pomieszczeniu. Jej wzrok zatrzymał się na wielkim pluszaku w kształcie kota. Przypomniała sobie ile łez wylała w łapę tego puchatego kociaka. Gdy skupiła się na nim, zaczął się lekko unosić. Yumi wpatrywała się w to z zadziwieniem. Nie wiedziała, czy ma się cieszyć, czy uciekać.
-Ale to jest dziwne... - szepnęła pod nosem. Pluszak w tym momencie opadł z powrotem na podłogę. Ishiyama postanowiła to powtórzyć. Ponownie skupiła się na kocie, a ten znów uniósł się w powietrze, tak jak za pierwszym razem.
-To jak telekineza, tylko, że na Ziemi – pomyślała dziewczyna.



Jeremiego obudził złowieszczy alarm wydobywający się z laptopa. Szybko wziął okulary i podbiegł do biurka, gdzie leżało owe urządzenie. Otworzył je.
-Xana wybrałeś sobie wręcz idealny moment – burknął z ironią chłopak. Po chwili myślenia postanowił zadzwonić do znajomych, by nie tracić czasu. Nie minęło pięć minut, a wszyscy Wojownicy Lyoko byli już przed szkołą.
-A Yumi? - zapytał Odd.
-W obecnym stanie na niewiele nam się zda – stwierdził Belpois.
-Fakt – bąknął Della Robbia. Czwórka nastolatków nie ociągając się szybko dotarła do fabryki. Komputerowiec wysłał przyjaciół do wirtualnego świata, gdzie pojawili się w sektorze górskim.
-Czy Xana nie mógłby wybrać sobie innej pory niż czwarta rano? - marudził zaspany Włoch.
-Widocznie bardzo mu się śpieszyło – zażartował Ulrich.
-Armia krabów i tarantul na godzinie drugiej – odezwał się Jeremy.
-Uroczo – to mówiąc, chłopak w kocim stroju zaatakował pierwszy rząd potworów.
-Kraby są moje. Supersprint! - krzyknął Stern.
-Jeremy, przydałyby się pojazdy – zasugerował Odd.
-Już się robi – okularnik wprowadził kody i zaraz pojawiła się odrzutowa deska, a za nią jednokołowy motor. - Uwaga! Druga tura potworów nadchodzi z tyłu. Jest z nimi William – dodał po chwili.
-Jeszcze jego tu brakowało – syknęła Aelita, szykując się do ataku.
-Musicie jak najszybciej dostać się do wieży. Nie dacie im rady. Musicie się wycofać – rozkazał Belpois.
-Ja bym jednak spróbował powalczyć – grymasił koci wojownik.
-Nie ma to sensu. Ewakuujcie się stamtąd  - zarządził komputerowiec.
-To może ja z Aelitą pobiegniemy do wieży, a Odd, skoro tak bardzo chce, to zostanie i spróbuje zabawić trochę potwory – zaproponował Stern.
-Róbcie jak chcecie. Trzeba tylko dezaktywować wieżę, a jak to zrobicie to już wasz problem – stwierdził okularnik.
-No to do roboty! - krzyknął Włoch, robiąc slalom między stworami Xany. Ulrich z Aelitą natomiast udali się w kierunku wieży. Niestety, za nimi podążał William wraz z sześcioma tarantulami. Dwójka przyjaciół znalazła się w pułapce. Przed samą wieżą czekały już na nich dwa rzędy bloków. Zostali otoczeni.
-Uważajcie! Nie możecie teraz wypaść z gry! Nie mam was jak ściągnąć! Xana znowu zainfekował superkomputer! Musicie dezaktywować wieżę! - spanikował Einstein.
-Co? A niby jak my mamy to zrobić? Jesteśmy otoczeni, nie widzisz? - zdenerwował się Niemiec.
-Spokojnie, mam plan – po tych słowach cofnął się od ekranu i w swoim telefonie wybrał numer Yumi.
-Cześć! Możesz przyjść do fabryki? Mamy małe kłopoty... – mówił bardzo szybko do słuchawki.
-Nie dacie sobie sami rady? Nie wiem, czy ja wam w czymkolwiek mogę pomóc po tej operacji... - odparła Japonka.
-Xana ma przewagę liczebną, jest sporo potworów. Nikt nie może wypaść z gry dopóki nie dezaktywujemy tej wieży. Mam plan, jesteś do niego potrzebna. Trzeba Xanę wziąć z zaskoczenia – wyjaśnił chłopak.
-Dobra już idę – Ishiyama rozłączyła się. Przekrzywiła poduszkę i nakryła ją kołdrą, tak, aby wyglądało to, jakby wciąż spała. Ubrała sweter i cichutko wyszła z pokoju. Tym razem nie mogła wyjść z domu po elewacji budynku z uwagi na swój stan, więc musiała przejść niezauważenie do drzwi wyjściowych. Delikatnie stąpała po schodach. Na szczęście nikt jej nie zauważył. Po wyjściu z domu szła tak szybko, jak tylko pozwalał jej na to ból w ranie. Po niespełna piętnastu minutach była już w fabryce.
-Yumi, tylko uważaj na siebie – mruknął Jeremy, kiedy zamykały się drzwi skanera.
-Dobrze – odpowiedziała dziewczyna.
-Transfer Yumi. Skan Yumi. Wirtualizacja! - powiedział formułkę blondyn siedzący przy superkomputerze. Japonka pojawiła się w sektorze polarnym.
-Yumi, jesteś w złym sektorze – zakomunikował Einstein.
-Sprawka Xany? - spytała czarnowłosa.
-Na to wygląda. Musisz iść do wieży przejścia.
-Nie dałbyś mi może jakiegoś pojazdu?
-Jak sobie życzysz – stwierdził Francuz i po chwili Wojowniczka dostała swoją hulajnogę.
-Dzięki – powiedziała Ishiyama. - To gdzie ta wieża?
-Dwadzieścia stopni na południe.
-Dobra, to lecę.
-Pośpiesz się, bo zaraz Ulrich przegra starcie z Williamem - ponaglił znajomą Jeremy, po czym przełączył komunikatory. Musiał to zrobić, gdyż Wojownicy znajdowali się w różnych sektorach i nie mógł nadawać na tym samym komunikatorze.
-Ulrich, pomoc w drodze – zameldował przyjacielowi.
-Jaka? - zdziwił się samuraj.
-Yumi leci, ale Xana namieszał okropnie w programie wirtualizacyjnym i wysłałem ją przez przypadek do sektora polarnego.
-Zwariowałeś? Przecież ona powinna teraz leżeć, a nie bawić się w bohatera – warknął Stern, odpierając atak Dunbara.
-Wiem, wiem, ale nie będzie walczyła.
-To po co ją tu ściągnąłeś?
-Żeby podrzuciła Aelitę do wieży.
-Przecież sama sobie dam radę – zbuntowała się Hopperówna.
-No to na co czekasz? Leć do tej cholernej wieży! - krzyczał szatyn.
-Nie widzisz, że muszę się tam jakoś przebić, a ty mi nie pomagasz? - burknęła elfka.
-Jak ci nie pomagam?! Przecież walczę z tym idiotą!
-Ale potworami muszę zajmować się sama – to mówiąc, różowowłosa wymierzyła w dwa bloki swoimi polami energii.
-Pomóc? - Odd zjawił się koło znajomych.
-Jasne! - uśmiechnęła się Aelita.
-A co z tymi twoimi potworami? - spytał badawczo Stern.
-Pokonane – wyszczerzył zęby Włoch.
-Dobra Odd, weź Aelitę do wieży! - rozkazał Belpois.
-A co z tarantulami i blokami? - zadał pytanie niepocieszony chłopak, który liczył na jeszcze większa dawkę adrenaliny.
-Ja się z nimi pobawię – zaproponowała Japonka, która właśnie przybyła na miejsce.
-Dobra, to Księżniczko wskakuj na deskę – Włoch zwrócił się do Hopperówny. Wznieśli się razem ku górze i przelecieli nad armią potworów. Do wieży był jeszcze dość spory kawałek, mimo, że była już bardzo dobrze widoczna z pola walki. Gejsza i samuraj zostali by razem walczyć z wrogiem. Ulrich nie mógł sobie poradzić z nadzwyczaj silnym Williamem. Yumi natomiast nie miała większego problemu z tarantulami, które pokonywała za pierwszym uderzeniem. Zostały jej już tylko cztery bloki.
-Ulrich, uważaj, masz jeszcze tylko dziesięć punktów życia, a wiesz, że jak wypadniesz to znikasz... - odezwał się komputerowiec.
-Tak, wiem, ale nie mam na to wpływu – rzekł Stern.
-Po prostu rób uniki.
-Ta, łatwo ci mówić. Może się zamienimy?
-Nie, dzięki. Wiesz, że jesteś na krawędzi?
-Czego?
-Skały. Weź mi zrób przysługę i nie spadnij w dół.
-Nie mam raczej tego w planach – zaśmiał się Niemiec. Yumi bała się o Ulricha. Szybko rozprawiła się zresztą bloków i pobiegła pomóc przyjacielowi.
-William umiesz latać? - pytając o to, pchnęła Dunbara w przepaść.
-A ty? - Will złapał dziewczynę za nadgarstki i pociągnął za sobą. Runęli złączeni razem w dół.
-Yumi! - dobiegł z oddali krzyk samuraja, gdy dziewczyna wpadła do Cyfrowego Morza.