Tam, gdzie nie ma nocy - Rozdział 21

    Po prawie nieprzespanej nocy dla młodej Japonki nareszcie nastał dzień. Lekarz na porannym obchodzie wręczył dziewczynie wypis ze szpitala z zaleceniem tygodniowego wypoczynku w domu. Państwo Ishiyama przyszli odebrać córkę. Yumi była w domu jeszcze przed południem.
-Koniecznie muszę siedzieć w domu? Nie mogę nawet na chwilkę wyjść? - pytała rodziców nastolatka.
-Słyszałaś lekarza? - mruknął pan Ishiyama. - Masz siedzieć w domu.
-Kochanie, myślę, że na spacer mogłabyś wyjść, ale to dopiero za jakieś dwa dni. Nie możesz się przemęczać – dodała matka dziewczyny.
-Dobrze mamo, ale mimo wszystko chciałabym choć na pięć minutek móc wyjść, bo ostatnio jest taka ładna pogoda – powiedziała Yumi.
-Zobaczymy, a na razie mykaj do łóżka – na twarzy kobiety pojawił się delikatny, ciepły uśmiech.
-Już idę - westchnęła dziewczyna, po czym poszła do swojego pokoju.



W międzyczasie w Kadic uczniowie, którzy nie wyjechali na wakacje jedli śniadanie. Grupka Wojowników Lyoko nie stanowiła wyjątku. Ulrich nie interesował się jednak zbytnio jedzeniem, ponieważ wciąż myślami był przy jego wieczornej rozmowie z Oddem. Nagle Aelita go klepnęła w ramię, mówiąc:
-Yumi przysłała SMS-a, że jest już w domu.
-To dobrze – powiedział Stern, niechętnie biorąc kolejny kęs kanapki.
-Ej, chodźmy dzisiaj do niej zaraz po śniadaniu, posiedzimy, pogadamy – zaproponował Odd.
-Myślisz, że jej rodzice się zgodzą? - zapytał Jeremy.
-A czemu mieliby się nie zgodzić? Przecież nas znają, wiedzą, że się przyjaźnimy – stwierdził Włoch.
-Nie o to chodzi – zaczął Einstein. - Po prostu ona musi teraz odpoczywać, zwłaszcza, że całkiem niedawno miała operację.
-Ale jej rodzice dzisiaj pracują do późna, jeśli dobrze pamiętam. Możemy iść, o ile Hiroki nas nie podkabluje – powiedział Niemiec.
-Skąd wiesz, że nie ma ich w domu? - zdziwił się Belpois.
-A tajemnica służbowa – wyszczerzył zęby szatyn.
-Służbowa? - powtórzył okularnik. - A w jakim zawodzie robisz?
-No weź, to taka przenośnia była – burknął Ulrich.
-No wiem przecież – zaśmiał się blondyn.



Mały Japończyk wbiegł szybko po schodach i skierował swoje kroki do pokoju siostry. Wszedł do środka jak zwykle bez pukania.
-Yumi, mogę wyjść? - zadał pytanie nastolatek.
-Gdzie?
-Do Johnnego. Zaprosił mnie.
-Jak chcesz, to idź – stwierdziła dziewczyna. - Tylko wróć zanim rodzice przyjadą do domu.
-Spoko. Wielkie dzięki – mruknął chłopak i już go nie było w pomieszczeniu.
-Zamknij drzwi na klucz za sobą! - krzyknęła za bratem.
-Zamknę! - usłyszała w odpowiedzi. Yumi przekręciła się na łóżku. Zapatrzyła się na okno, za którym było widać świat. Była taka piękna pogoda, a ona musiała leżeć i nudzić się w domu.



Czwórka przyjaciół przemierzała park, kierując się w stronę domu państwa Ishiyama. Rozmawiali, śmiejąc się w niebo głosy. Po niecałych dziesięciu minutach dotarli na miejsce. Odd przycisnął włącznik od dzwonka. Po dłuższej chwili otwarły się drzwi.
-Przepraszam, że tak długo. Nie mogę szybko chodzić z tym opatrunkiem – powiedziała Yumi, opierając się od futrynę drzwi. Miała na sobie tradycyjnie czarne buty, spodnie i bluzkę w tym samym kolorze. Jedyną odmianą był bandaż obwiązany wokół brzucha dziewczyny.
-Nic nie szkodzi – uśmiechnął się Ulrich.
-Chodźcie do środka. Co tak będziemy stać w przejściu? - Japonka wskazała przyjaciołom by udali się do salonu, zamykając za nimi drzwi.
-A gdzie masz młodego? – zapytał Odd.
-Poszedł do kolegi – wyjaśniła czarnowłosa. - A co? Tęsknisz za nim?
-Nie. Tak tylko pytam, bo według mnie nie powinnaś być sama w takim stanie – mówił Włoch.
-W jakim stanie? Przecież nic mi nie jest.
-Nie no w ogóle – bąknął fioletowowłosy. - Tylko tak się składa, że dopiero co wyszłaś ze szpitala.
-Oj daj już spokój, to się robi nudne. Jak mówię, że nic mi nie jest, to nie jest i koniec.
-My tylko się martwimy o ciebie... - szepnęła Aelita.
-Rozumiem, ale naprawdę nic mi nie dolega - Ishiyama uśmiechnęła się do znajomych.
-Kiedy ci zdejmują ten opatrunek? - spytał niespodziewanie Jeremy.
-Ponoć za tydzień, ale to jeszcze się okaże przy kontroli w poniedziałek – odparła Yumi.
-Świetnie się składa. Myślałem żeby wybrać się do Lyoko, żeby tam trochę powęszyć. Przy okazji sprawdzimy twoje możliwości jeśli chodzi o posiadanie kluczy – ucieszył się Belpois.
-Wyprawa do Lyoko? Jak miło – Odd od razu się ożywił.
-Swoją drogą, nie wydaje wam się dziwne, że Xana ostatnio nie aktywował wieży, kiedy byliśmy pod jego nosem? Miał dobry pretekst do ataku - zapytała Hopperówna.
-Z jednej strony to dobrze, bo mogliśmy wszystko zrobić na spokojnie, z drugiej to źle, bo zapewne szykuje się do większego ataku niż zwykle – mówił okularnik.
-Tak? A może postanowił iść na emeryturę i dać sobie  tym wszystkim spokój? Albo odpoczywa? - zażartował Włoch.
-Odd, wirusy komputerowe nie odpoczywają – Aelita sprowadziła chłopaka na ziemię.
-A skąd wiesz? - dopytywał się Della Robbia.
-Bo to nie człowiek tylko program. Nie męczy się, więc nie odpoczywa. Proste i logiczne – wyjaśniła różowowłosa.
-Ależ musi mieć nudne życie... - westchnął żarłok.
-Kwestia gustu – mruknął Stern.



Wojownicy późno wrócili do internatu. Musieli przemknąć się obok dyżurującego Jima niezauważeni, ponieważ Morales zrobiłby całe dochodzenie, gdzie i po co byli. Na szczęście udało im się to zrobić. Aelita pobiegła szybko na trzecie piętro do swojego pokoju, natomiast nastolatkowie weszli na drugie piętro.
-To do jutra, Jeremy – pożegnali się chórem Odd i Ulrich.
-Dobrej nocy – odpowiedział Einstein i również zniknął za drzwiami swojego pokoju.
-Gdzie masz klucz? - spytał Stern.
-W kieszeni, czekaj bo nie mogę wygrzebać – mówił szeptem Della Robbia.
-Szybciej, bo nas Jim nakryje i będziemy mieć przechlapane – panikował Niemiec.
-A przeszkadza ci to?
-Co?
-To, że będziemy mieć przechlapane.
-Tak, bo widzisz ja nie mogę sobie pozwolić na jakąkolwiek wpadkę, ponieważ ojciec z chęcią by mnie znowu wysłał do ciotki.
-O mam! - to mówiąc, Włoch przekręcił klucz w zamku i obaj weszli do pomieszczenia. Przebrali się w piżamy, wskoczyli do łóżka i bardzo szybko zasnęli.