Tam, gdzie nie ma nocy - Rozdział 12

    Nad Francją właśnie wchodziło słońce. Jego pierwsze promienie wkradły się do pokoi internatu Kadic. Ulrich obudził się, czując, że słońce nie pozwoli mu zasnąć ponownie. Podniósł się leniwie z łóżka. Spojrzał w stronę przyjaciela. Odd również już nie spał.
-Co ty, na bezsenność cierpisz? - zapytał Niemiec, przeciągając się leniwe.
-Może, a co? Książkę piszesz? - burknął pod nosem Della Robbia.
-Nie, spokojnie. Nawet jeśli bym pisał, to nie byłaby ona o tobie – Stern chciał to obrócić w żart, niestety nie wyszło mu to zbyt dobrze.
-Daj se siana – stwierdził fioletowowłosy chłopak, po czym odwrócił się plecami do znajomego. Szatyn tylko westchnął, wziął swoje ubranie i poszedł do łazienki, żeby wziąć poranny prysznic. Następnie udał się na stołówkę, ponieważ chciał jak najszybciej  zjeść śniadanie. Dziwnie się czuł, gdy przy nim nie było jego paczki. Po błyskawicznym posiłku stanął przed bramą szkoły i czekał na ojca, który miał przyjechać lada chwila. Był tak przejęty tą wizytą, że nie zauważył nawet przechodzącej obok Yumi.



-Siemka! - przywitała się czarnowłosa dziewczyna, przysiadając się do Odda na stołówce.
-O cześć! - odpowiedział żarłok, biorąc ogromny kęs kanapki z szynką. - Znowu nie spałaś najlepiej? - spytał po chwili.
-Tak, skąd wiesz? - Yumi była bardzo ciekawa odpowiedzi znajomego.
-No, bo wyglądasz jak zombie – stwierdził bez ogródek Della Robbia.
-A ty wcale nie lepiej! - zauważyła Japonka.
-Właśnie, że lepiej! - sprzeciwił się chłopak.
-Nieprawda!
-Prawda!
-Nie!
-Tak!
-Och,  jak uroczo, konkurujecie między sobą, które z was jest brzydsze? - do małej kłótni wtrąciła się Sissi, stając przy stoliku, zajmowanym przez dwójkę nastolatków.
-Odczep się, Elizabeth. To nie twoja sprawa - warknęła Ishiyama.
-Po pierwsze, nie nazywaj mnie tak. Jestem Sissi. Po drugie, w tej szkole wszystko mi wolno.
-Dobrze, Sissi, Królowo Wścibskości, Kiczu i Tandety, postaramy się już więcej nie obrażać Twojej Obrzydliwości, naszym niegodziwym zachowaniem - przy tych słowach, Włoch wstał i lekko ukłonił się w stronę córki dyrektora.
-Odd, ty... Och... Ty bałwanie! Wszystko powiem ojcu! - wykrzyknęła Delmas, po czym poszła w stronę stolika, gdzie siedzieli jej "podwładni" - Herb i Nicolas.
-Czekamy - zawołał do niej Della Robbia, gdy zajmowała swoje stałe miejsce w jadalni.



Ulrich stał, opierając się o murek, otaczający szkołę. Jego wzrok utkwiony był w ziemi, a myślami był bardzo daleko od miejsca, w którym się znajdował.
-Witaj, Ulrich – zabrzmiał niespodziewanie męski głos.
-Cześć, tato – szatyn za wszelką cenę próbował wymusić choć najmniejszy uśmiech.
-Co tam u ciebie słychać? - ojciec chciał nawiązać rozmowę z synem.
-Jakoś leci – burknął pod nosem chłopak.
-To dobrze. Gdzie jest sekretariat?
-Chodź, zaprowadzę cię.



Po ciekawej wymianie słownej z Sissi, Odd wrócił do jedzenia już trzeciej kanapki w ramach śniadania. Yumi już dawno skończyła jeść swój posiłek, ale zdecydowała się poczekać na znajomego.
-Śnią ci się koszmary, prawda? - w końcu Japonka przerwała długo trwającą między nimi ciszę.
-Skąd wiesz? - zadał pytanie chłopak, biorąc kolejny kęs kanapki.
-Domyśliłam się, bo też od paru dni mam problemy ze snem – odparła Ishiyama.
-Też masz wizje, że Xana atakuje i wołasz w niej Ulricha lub Jeremiego?
-Tak. Ty też?
-Zgadza się.
-Znaczy, że to nie jest przypadek, coś jest na rzeczy...
-Jak ostatnio rozmawiałem z Ulrichem, to zasugerował, że może zbytnio przejmujesz się tym, że będziemy skazani tylko na siebie, jeśli Xana zaatakuje. Przez chwilę zastanawiałem się nawet, czy mnie to też nie dotyczy, ale nie wydaje mi się, żeby to była tylko tego kwestia.
-Wiesz, no rzeczywiście się martwię trochę ewentualnym atakiem Xany, ale nie sądzę, żeby to miało jakiś specjalnie duży wpływ na mój niespokojny sen.
-Też doszedłem do takiego wniosku. Raczej myślę, że coś się święci.
-Oj, żebyś nie miał racji, Odd...



Aelita i Jeremy po leniwym poranku w domku w Alpach, postanowili się przejść po malowniczej okolicy. Szli leniwym krokiem, trzymając się za ręce. Jeremy zdobył się na ten gest po raz pierwszy od bardzo dawna. Trochę bał się reakcji ukochanej, ale zamiast zgłaszać sprzeciw, dziewczyna mocno chwyciła jego rękę.
-Dziękuję, że mnie tutaj zabrałeś - powiedziała Hopperówna, przerywając ciszę panującą między nimi. - Nigdy jeszcze nie byłam w tak pięknym miejscu.
-Nie masz za co dziękować, Aelita. Przyjemność leży po mojej stronie - mówiąc to, Belpois lekko się zarumienił, a kiedy dostał od Hopper nieoczekiwanego całusa w policzek, jego twarz przybrała prawie buraczany kolor.
-Oczywiście, że mam za co dziękować. Tu jest niesamowicie - mówiła nastolatka, rozglądając się po drzewach, otaczających leśną dróżkę, którą właśnie szli.
-Cóż, ja już chyba nie patrzę na to tak jak ty...
-Czemu?
-Przyjeżdżam tutaj praktycznie co roku. Na palcach jednej ręki mógłbym wyliczyć inne miejsca, w których byłem na wakacjach.
-Nie przejmuj się, Jeremy. Może w przyszłym roku dorobimy trochę pieniędzy i wyjedziemy nad Lazurowe Wybrzeże?
-To interesujący pomysł. Nigdy tam nie byłem - Einstein zamyślił się na chwilę, przystając przy tym. Jego ukochana wykorzystała moment jego nie uwagi i przytuliła go mocno, mówiąc:
-Zobaczysz, jeszcze zwiedzimy kawał świata razem!



Stern tymczasem oczekiwał na rezultaty rozmowy jego ojca z dyrektorem szkoły. Nerwy zjadały go od środka. Wciąż przemierzał korytarz wzdłuż i wszerz. Gdy drzwi gabinetu otworzyły się, jego serce zaczęło zdecydowanie mocniej bić.
-No synu, pakuj się – zabrzmiał głos wysokiego mężczyzny o krótkich, brązowych włosach.
-Co takiego? - spytał Ulrich, udając, że nie słyszał wypowiedzi mężczyzny.
-Pakuj się – powtórzył ojciec. - Przecież jedziemy do Niemiec.
-A na jak długo?
-Cóż, zobaczymy. Skoro nie potrafisz sam się porządnie uczyć, to musi ktoś ci w tym pomóc.
-Co masz na myśli?
-Dobrze wiesz co...
-Nie, nie wiem – szatyn udał, że nie ma pojęcia o zamiarach swojego taty.
-Ponieważ my z mamą jesteśmy zbyt zapracowani, to odwiedzisz ciotkę Klarę, która będzie ci pomagać w nauce matematyki i fizyki. Jeśli będziesz się pilnie uczył, przed końcem wakacji wrócisz do Francji, jeśli jednak się nie postarasz, będę musiał przepisać cię do szkoły w Monachium na przyszły rok.
-Czemu?
-Ponieważ rozmawiałem z panem Delmasem i powiedział, że nie radzisz sobie z przedmiotami ścisłymi.
-Wiesz tato, nie każdy jest dobry we wszystkim. W tym roku starałem się kłaść nacisk na piłkę nożną, bo nasza szkolna drużyna walczyła o awans do rozgrywek międzymiastowych - młody Stern starał się usprawiedliwić swoje marne oceny na koniec roku.
-Wiem, synu i jestem z tego dumny, ale na piłce nożnej świat się nie kończy. Musisz też racjonalnie myśleć o swojej przyszłości...
-Wiem – burknął pod nosem Ulrich.



Odd i Yumi siedzieli na łóżku chłopaka w internacie, oczekując powrotu Ulricha. Byli bardzo ciekawi, co przyniosła jego rozmowa z ojcem. Kiedy Niemiec wszedł w końcu do pokoju, Della Robbia wlepił w niego wzrok, jakby żądał natychmiastowych wyjaśnień.
-Co się tak gapisz? - zapytał w końcu zirytowany szatyn, sięgając po swoją walizkę i wyciągając ją spod łóżka.
-A co? Nie mogę? - odparł chłopak z fioletowymi włosami.
-Nie.
-A co mi zrobisz?
-Odd, wiesz, że mnie teraz wkurzasz?
-Tylko tyle potrafisz powiedzieć?
-Tak. A według ciebie to co mam niby powiedzieć?
-Nie wiem. Sam powinieneś to wiedzieć.
-No i znowu to samo. Zawsze z tobą taka rozmowa...
-Chłopaki przestańcie - wtrąciła się Ishiyama. - Chcemy z Oddem po prostu wiedzieć jak ci poszła rozmowa z ojcem.
-Nijak - odparł bez namysłu Stern. - Zaraz muszę się spakować i ojciec zabiera mnie do Niemiec. Co gorsza nie wiem na jak długo.
-Co masz na myśli? - dopytywała czarnowłosa.
-Początkowo miałem pojechać do rodziców na tydzień. Teraz mój kochany ojczulek wymyślił sobie, że zawiezie mnie do takiej jednej ciotki - wyjaśnił w skrócie szatyn.
-Czemu? - zdziwił się Włoch.
-Stwierdził, że przydadzą mi się korepetycje - westchnął głośno Ulrich, po czym kontynuował: - To jeszcze nie jest najgorsze. Jeśli nie będę się uczył, przeniesie mnie do szkoły w Monachium.
-Nie martw się - Yumi starała się pocieszyć przyjaciela. - Poradzisz sobie i we wrześniu wrócisz tutaj, do Kadic.
-Obyś miała rację - Niemiec spojrzał niechętnie na swoje ubrania w szafie, po czym zaczął je pakować do torby.