Tam, gdzie nie ma nocy - Rozdział 10

    Szybko nadszedł ranek. Zanosiło się na pogodny, letni dzień. Yumi niechętnie przeciągnęła się na łóżku. Spojrzała w stronę Aelity, która jeszcze spała. Wzruszyła ramionami, wyplątując się z pościeli. Ubrała czarną bluzkę i spodnie w tym samym kolorze. Leniwie rozczesała włosy. W końcu zdecydowała się pójść do łazienki, żeby się odświeżyć. Następnie zeszła na dół, udając się w stronę stołówki, ponieważ jej żołądek domagał się jedzenia. Na miejscu zastała Odda i Ulricha, którzy kończyli właśnie jeść śniadanie.
-Cześć! - przywitała się z nimi.
-Hejka Yumi! - odpowiedział Stern. Della Robbia kiwnął tylko głową na przywitanie, ponieważ buzię miał pełną jedzenia.
-Jak się spało? - Niemiec chciał nawiązać rozmowę z dziewczyną.
-Całkiem dobrze. Tylko tak trochę dziwnie – stwierdziła Japonka.
-Czemu?
-No, bo pierwszy raz spałam poza domem. Ciężko mi było się przyzwyczaić. Na szczęście dzisiaj już będę mogła wrócić do domu – odparła.
-Jak Einstein się zgodzi – wtrącił Włoch.
-No, a ja się nie zgadzam – powiedział Jeremy, stając tuż za przyjaciółmi.
-Boże, Einstein, ale zrobiłeś wejście smoka! Prawie się udławiłem! - krzyknął oburzony żarłok.
-Dlaczego się nie zgadzasz? - Ishiyama zwróciła się w stronę komputerowca, całkowicie ignorując pretensje Odda.
-Boję się, że Xana mógł ci coś zrobić, gdy zostałaś zaatakowana przez scyfozoę – wyjaśnił Belpois.
-Przecież nic mi nie jest – oburzyła się czarnowłosa.
-Przezorny, zawsze ubezpieczony – rzucił szybko w odpowiedzi. - Chcę sprawdzić czy wszystko jest w porządku, a poza tym muszę cię wziąć do fabryki.
-Po co? - Ishiyama była zaskoczona decyzją przyjaciela.
-Bo muszę ci pokazać procedury jakie trzeba zrobić na wypadek, gdyby Xana zaatakował.
-A czy coś się w nich zmieniło? Już raz mi je pokazywałeś...
-Nie, nic się nie zmieniło, ale rozsądnie by było żebyś jeszcze raz to przećwiczyła. W końcu zostaniesz sama z Oddem przez tydzień. Ktoś musi pilnować Xany.
-Ach, zapomniałam że ty i Aelita wyjeżdżacie już jutro, a po Ulricha ma przyjechać ojciec.
-No właśnie. Zatem dzisiaj zarządzam spotkanie w fabryce po obiedzie.
-Tak jest! - Wojownicy zgodnie zasalutowali.



Do obiadu Yumi spędzała czas z Aelitą, grając w szachy. Mimo wielu rund gra im się nie znudziła. Było wręcz przeciwnie. Z każdą następną grą robiły coraz śmielsze ruchy, próbując przechytrzyć siebie nawzajem. Wreszcie jednak przyszedł czas posiłku, więc zgodnie udały się do jadalni, spotykając po drodze Odda, Ulricha i Jeremiego. Wojownicy szybko zjedli zupę i drugie danie, chociaż w przypadku naczelnego żarłoka ilość jedzenia była znacznie większa niż w przypadku reszty grupy. Della Robbia bardzo chciał wziąć jeszcze dokładkę kotletów mielonych, ale Jeremiemu zbytnio zależało na czasie, więc pośpieszał nieszczęśnika. 
-Kończ już jeść, Odd - mówił w kółko Einstein. - Nie mamy całej doby.
-No już kończę - po tych słowach Włoch oblizał się ostentacyjnie i wstał od stołu.
-Nareszcie! - stwierdził z sarkazmem blondyn.
-W takim razie, jak mamy iść, to chodźmy - powiedziała Japonka lekko się przy tym uśmiechając.
Grupka przyjaciół udała się do opuszczonej fabryki. Belpois rozpoczął swoje szkolenie obsługi superkomputera od przekazania Yumi skróconej instrukcji do materializacji w Lyoko.
-Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, znajdziesz to tutaj, a jak nie to zadzwoń do mnie - mówiąc to, okularnik przekazał dziewczynie gruby zeszyt z jego własnymi notatkami dotyczącymi wirtualnego świata.
-Cóż, ja tam mam nadzieję, że Xana też skorzysta z wakacji i sobie odpocznie - zaśmiał się Odd.
-To by było najlepsze, co mogłoby się wydarzyć, ale nie liczyłbym na aż tyle szczęścia - stwierdził komputerowiec.  - A teraz do rzeczy. Poćwiczymy zadania praktyczne. Yumi, ty zmaterializujesz Aelitę i hulajnogę dla niej w sektorze polarnym. Z kolei ty, Odd, wyślesz Ulricha na pustynię wraz z motorem dla niego, używając opóźnionej wirtualizacji.
-To będzie straszne - mruknęła Japonka, siadając przy klawiaturze superkomputera. W międzyczasie Hopperówna zjechała na dół windą i przygotowała się do wyprawy do Lyoko.
-Zaczynaj - polecił Einstein.
-Raz kozie śmierć - westchnęła czarnowłosa, po czym zaczęła uruchamiać odpowiednie programy. - Transfer Aelity. Skan Aelity. Wirtualizacja!
-Melduję się w sektorze polarnym - powiedziała radośnie elfka zaraz po opadnięciu na powierzchnię lodowca.
-Super! - ucieszyła się Yumi. - To jeszcze hulajnoga.
-Hulajnoga obecna - potwierdziła różowowłosa.
-Dobrze, Yumi - pochwalił przyjaciółkę okularnik. - Teraz ją zdewirtualizuj.
-Dewirtualizacja! - po tych słowach nastolatki, jej znajoma pojawiła się z powrotem na Ziemi.
-Świetnie ci poszło - Jeremy pogratulował dziewczynie. - Teraz twoja kolej, Odd.
-Muszę? - dopytywał fioletowowłosy.
-Tak - stwierdzili wszyscy zgodnie.
-Skoro tak...  - Włoch usiadł na fotelu, który zwolniła dla niego Ishiyama. Niestety, mimo najszczerszych starań Della Robbia nie podołał wyznaczonemu zadaniu. Owszem, wysłał Sterna do Lyoko, ale zamiast do sektora pustynnego, samuraj trafił do lasu, w dodatku nie mając w ogóle broni. Materializacja pojazdu poszła mu jeszcze gorzej, bowiem w zamian za motor Ulrich otrzymał odrzutową deskorolkę, która zniknęła tak szybko jak się pojawiła.
-Cóż, nie poszło ci tak dobrze jak Yumi, ale przynajmniej wirtualizacja jakoś ci wyszła - stwierdził Belpois. - Yumi, teraz chciałbym cię jeszcze przeskanować pod kątem efektów ubocznych spotkania ze scyfozoą.
Dziewczyna kiwnęła ze zrozumieniem głową, a następnie udała się do pomieszczenia ze skanerami. Weszła do jednego z urządzeń, po czym Einstein uruchomił program skanujący.
-Wygląda na to, że wszystko jest w porządku. Dobra, nie ma sensu siedzieć tu dłużej - po tych słowach blondyn wyłączył ekran superkomputera. W międzyczasie Japonka wróciła do swoich przyjaciół i wraz z nimi wjechała windą na parter fabryki. Przed fabryką grupka znajomych rozdzieliła się, ponieważ Yumi bardzo chciała już wrócić do swojego domu. Reszta Wojowników natomiast udała się do internatu.



Ponieważ była dopiero godzina siedemnasta, Yumi postanowiła wykorzystać resztę popołudnia i zrelaksować się, a że była sama w domu, bo rodzice jeszcze byli w pracy, a Hiroki u Johnnego, mogła robić to na co miała ochotę. Włączyła telewizor, a zaraz po nim DVD. Puściła film, który jej brat okrzyknął mianem „romansidła”. Usiadła wygodnie na kanapie, biorąc do ręki paluszki na przekąskę. Akcja filmu rozgrywała się w Norwegii. Młody chłopak był świadkiem zabójstwa swoich rodziców przez mafiozów. Przez lata ukrywał się u wuja, który pomagał mu jak tylko mógł. Młodzieniec przez całe swoje życie planuje zemstę na złoczyńcach. W dzień swoich osiemnastych urodzin pakuje się i wyjeżdża. Miesiącami śledzi szefa mafii, by w końcu go zaatakować. Udaje mu się przedrzeć niepostrzeżenie obok strażników. Zabija mężczyznę, jednak on sam zostaje poważnie ranny. Nie mając siły na ucieczkę, umiera w kryjówce gangsterów. Nagle zabrzmiał dzwonek telefonu. Ishiyama szybko złapała komórkę.
-Tak? Słucham?
-Cześć Yumi! – przywitała się Aelita.
-Hej! Co tam? - spytała machinalnie Japonka.
-Jeremy się pyta, czy nie chcesz jednak zostać dzisiaj u mnie na noc – powiedziała Hopperówna.
-Nie, dzięki. Bez obrazy, ale wolę spać u siebie – odparła czarnowłosa.
-Nie ma problemu. Rozumiem cię doskonale. Chociaż liczyłam na jeszcze jeden babski wieczór zanim wyjedziemy z Jeremim jutro.
-Spokojnie, odbijemy to sobie po waszym powrocie.
-Obiecujesz?
-Obiecuję.
-Ale przyjdziesz jutro się z nami pożegnać?
-Oczywiście.
-W takim razie do zobaczenia jutro – pożegnała się rozmówczyni.
-Pa! - odpowiedziała Japonka, odkładając telefon na stolik.