Tam, gdzie nie ma nocy - Rozdział 7

    Słońce leniwie wychylało się zza horyzontu. Była dopiero godzina piąta, a nasi bohaterowie już nie spali. Szykowali się na kolejny dzień poszukiwań przyjaciółki. Spotkali się przed budynkiem internatu. Ponownie udali się w stronę miasta, by tam poszukać zaginionej. Nie mieli pomysłu, gdzie powinni jej szukać, toteż szli przed siebie, spoglądając w przeróżne zakamarki. Mijała godzina za godziną. W końcu zbliżała się pora obiadu i musieli przerwać poszukiwania. Wracali już do szkoły, gdy nagle ktoś wysoki wpadł na nich i wszyscy, jak jeden mąż, upadli na chodnik. Podnieśli się szybko na nogi. Ulrich podał rękę dziewczynie.
-Yumi... - mruknął pod nosem. To była właśnie ona.
-Cześć wszystkim - Japonka przywitała się niechętnie.
-Gdzie byłaś? - spytał w końcu Jeremy.
-Tu i tam. W sumie, gdzie mnie nogi poniosły - odparła czarnowłosa.
-Ale czemu? - spytała Aelita.
-Bo już miałam dość! – Yumi krzyknęła nieoczekiwanie. - Ciągle tylko nauka i nauka. Zero prywatności! A na dodatek moi kochani rodzice wymyślili sobie, że powinnam dobrać jeszcze fakultet z biologii, bo najlepszymi studiami dla mnie będzie medycyna.
-Nie martw się. Z pewnością jakoś się z nimi dogadasz – Stern złapał czarnowłosą dziewczynę za rękę. - A teraz chodź. Odprowadzimy cię do domu. Rodzice się o ciebie bardzo martwią.
-Skąd wiesz? - zadała pytanie Ishiyama, lustrując uważnie przyjaciela.
-Przyszli do szkoły pytać się o ciebie – wtrącił Odd.
-Pewnie byli wściekli i na wejściu mnie zamordują – stwierdziła młoda Japonka.
-Niby czemu mieli by to zrobić? - dopytywał się Belpois.
-Bo oni zawsze postawią na swoim, a teraz będę miała dodatkowo przechlapane, bo im uciekłam, pomijając już fakt naszej kłótni.
-Cóż tacy są rodzice. Zawsze nadopiekuńczy – westchnął Della Robbia.
-Tak, ale moi to już przesadzają z tym byciem nadopiekuńczymi.
-Przynajmniej nie są zombie lub wampirami – zażartował Odd.
-Bardzo śmieszne – twarz Yumi wykrzywiła się w sarkastycznym uśmiechu. Niestety, mimo najszczerszych chęci żart Włocha nikogo nie rozśmieszył, więc nastolatkowie szli w milczeniu, a gdy dotarli do domu państwa Ishiyama, pożegnali się.



Następnego dnia była sobota, nasi bohaterowie mogli w końcu odpocząć i się wyspać. Jednak licho nigdy nie śpi. Około godziny dziewiątej superskan powiadomił Jeremiego o aktywnej wieży. Wojownicy Lyoko niechętnie zebrali się w fabryce, aby walczyć z Xaną. Cała piątka pragnęła spokoju i dnia wolnego od ataków, bądź innych męczących spraw. Niestety, w obecnej sytuacji spełnienie tego marzenia było niemożliwe.
-Wysyłam was do sektora górskiego – zapowiedział Belpois, gdy już wszyscy stali przed skanerami. - Dziewczyny pierwsze.
-Dobra – odpowiedzieli chórem.
-Transfer Yumi. Transfer Aelity. Skan Yumi. Skan Aelity. Wirtualizacja! - to mówiąc, wcisnął przycisk, wysyłając je do Lyoko. Zaraz za nimi pojawili się chłopcy. Od razu zostali odtoczeni pięcioma karaluchami i dwoma krabami. Zaczęła się walka. Odd pokonał grupkę małych potworków, natomiast Ulrich zajął się tymi dużymi. Stracie szybko zakończyło się zwycięstwem Wojowników.
-Wieża jest trzydzieści stopni na północ – powiadomił ich komputerowiec. Ruszyli we wskazanym kierunku. Po chwili pojawiło się sześć szerszeni.
-Są moje – powiedziała Ishiyama, odwracając się w stronę wroga.
-Nie dasz im sama rady! Jest ich za dużo! - spanikował okularnik.
-Spokojnie, poradzę sobie – zapewniała Japonka.
-Powodzenia -  powiedzieli razem Odd i Aelita.
-Uważaj na siebie! - dodał Ulrich. Czarnowłosa skinęła głową. Trójka nastolatków pobiegła w stronę wieży, natomiast gejsza została, by zmierzyć się z nieprzyjacielem. Wyciągnęła swoje ostre jak brzytwa wachlarze. Z początku broniła się przed atakami szerszeni, ale w końcu udało się jej zaatakować, dzięki czemu pokonała trzy z nich. Następnie, za pomocą telekinezy, podniosła olbrzymi blok skalny i zgniotła nim ostatnie insekty. 



Nieopodal, Xana nasłał na resztę dwie tarantule. Stern został z nimi sam na sam. Atakował je szybko, dzięki supersprintowi, jednak nie mógł ich pokonać za pierwszym natarciem. Wybuchły wraz z uderzeniem pięknie zdobionych wachlarzy. Gdy broń wróciła do właścicielki, ta wyszła zza góry, za którą się chowała.
-Przydatna pomoc? - zapytała dziewczyna, a jej głos zadźwięczał pięknie w uszach chłopaka.
-No, dzięki – odpowiedział. Razem ruszyli na północ, aby dogonić przyjaciół. Na szczęście po drodze nie napotkali już więcej stworów Xany, więc Hopperówna spokojnie weszła do aktywnej wieży, dezaktywowała ją i wszyscy wrócili na Ziemię.
-Powrót do przeszłości – powiedział Jeremy, wciskając enter. Aktywował ten program, ponieważ wiedział z wiadomości telewizyjnych o dziwnych wydarzeniach w fabryce samochodów. Podejrzewał, że to Xana zawładnął robotami i atakował niewinnych pracowników.



Znów był poranek. Jednak tym razem Odd i Ulrich mogli oddawać się przyjemności spania do południa, Aelita razem z Jeremiem  siedziała w jego pokoju przy komputerze, ulepszając program materializacyjny dla Williama, a z kolei Yumi jak co sobotę kłóciła się z bratem o to co będą oglądać.
-Ale ty ostatnio wybierałaś film, teraz moja kolej! - burzył się Hiroki.
-Tak, ale ty znów wybierzesz jakieś pierdoły – stwierdziła jego starsza siostra.
-Nie prawda! To są bardzo fajne kreskówki! - krzyczał nastolatek.
-Nie chcę oglądać bajek, tylko jakiś dobry film!
-A ja chce oglądać bajki! Te twoje filmy to jakieś nędzne romansidła są!
-Nie prawda! To są kryminały, matole.
-Sama jesteś matoł!
-Doprawdy?
-No!
-Co tu się dzieje? Znowu się kłócicie? - do salonu weszła pani Ishiyama, przerywając kłótnię rodzeństwu. Stwierdziła, że dziś nie będą nic oglądać. Wygoniła ich przed dom. Wściekli na siebie, rozeszli się w milczeniu. Yumi poszła w stronę parku, natomiast Hiroki w stronę centrum miasta.



W tym samym czasie Hopperówna i Belpois wciąż pracowali nad programem. Aelicie znudziło się jednak już siedzenie. Chciała wyjść na świeże powietrze. Była ładna pogoda, aż żal było z niej nie skorzystać.
-Jeremy – zaczęła cicho. - Może wyjdziemy na spacer?
-Po co? - spytał chłopak zapatrzony w komputer.
-Żeby się przewietrzyć. No wiesz, przejść się.
-Nie chce mi się – stwierdził.
-Ale proszę, zrób to dla mnie – różowowłosa dziewczyna popatrzyła na niego błagalnym wzrokiem.
-Niech ci będzie, ale tylko na chwilkę – to mówiąc, wziął sweter z łóżka i założył go. Wyszli razem z pokoju, zamykając za sobą drzwi na klucz. Udali się do niewielkiego parku, niedaleko szkoły. Szli pomału, noga za nogą. Hopperówna podziwiała piękne liście drzew, mieniące się w słońcu. Nagle zauważyli na pobliskiej ławce siedzącą Yumi.
-Cześć! Coś taka markotna? - przywitał się blondyn.
-A nic, nie ważne. A wy co? Na romantycznym spacerku? - Ishiyama doskonale znała odpowiedź na to pytanie, jednak chciała się upewnić, czy ma w tej kwestii rację, czy też nie.
-Tak, wyciągnęłam go trochę, bo by przecież skisł w tych swoich czterech ścianach – odparła Aelita. - Może przyłączysz się do nas?
-Nie, dzięki. Jeszcze chwilkę posiedzę i idę do domu – mruknęła Japonka pod nosem.
-To my już znikamy. Pa! - pożegnali się. Mimo zapewnień czarnowłosa jeszcze długo siedziała na ławce, rozmyślając o wielu nurtujących ją problemach.