Tam, gdzie nie ma nocy - Rozdział 4

        Jeremy siedział nieruchomo przy biurku w swoim pokoju, a jego oczy spoglądały na ekran laptopa. Od ponad godziny próbował usprawnić program do materializacji, dzięki któremu mógłby sprowadzić z powrotem Williama. Zastanawiał się też jakich konkretnie danych będzie potrzebował z interfejsu. Intensywne myślenie, w którym był pogrążony przerwały wibracje telefonu. Machinalnie sięgnął do kieszeni.
-Tak, słucham?
-Cześć, Jeremy!
-O, Yumi! Cześć! - powiedział po chwili blondyn. - Co słychać?
-A dobrze. Co słychać w sprawie Williama i wyprawy do Lyoko? - spytała.
-No właśnie miałem do ciebie dzwonić w tej sprawie – odpowiedział. - Póki co to próbuję wskrzesić stary program materializacyjny. W tym celu będę potrzebował danych z Kartaginy, więc umówiliśmy się z resztą na misję dzisiaj wieczorem.
-W takim razie daj znać jak wam będę potrzebna. Może uda mi się jakoś wymknąć z domu.
-Pewnie. Chociaż myślę, że sobie poradzimy, o ile Xana nie zaatakuje. Ostatnio w Lyoko było naprawdę gorąco.
-Domyślam się. A i Jeremy?
-Tak?
-Naprawdę przepraszam, że nie mam ostatnio dla was zbyt dużo czasu. Bardzo bym chciała częściej was widywać, nie tylko w Lyoko.
-Nie masz za co przepraszać. Doba nie jest z gumy i ja to rozumem. Po za tym niedługo wakacje, myślę, że wtedy trochę nadrobimy zaległości - pocieszył Ishiyamę nastolatek.
-Dzięki, naprawdę - podziękowała dziewczyna. - Dobra, to już ci głowy nie zawracam, bo pewnie zaraz się zbierasz do fabryki.
-No tak, właśnie się będę zbierał. W każdym razie dam ci znać co i jak.
-Oki. To trzymaj się.
-Ty też się trzymaj. Do zobaczenia - to mówiąc, Belpois rozłączył się i schował telefon z powrotem do kieszeni. Zamknął laptopa, umieszczając go w plecaku, który przerzucił przez ramię. Następnie wyszedł z pokoju i zamknął za sobą drzwi na klucz. Po cichu zszedł na dół, gdzie czekali już na niego przyjaciele. Razem udali się w stronę opuszczonej fabryki.



-No to zaczynamy – stwierdził okularnik, siadając przy superkomputerze. - Idźcie do skanerów. Wojownicy przytaknęli i zjechali windą poziom niżej.
-Jesteśmy gotowi, Jeremy – powiedziała Aelita, gdy wszyscy stali już w wyznaczonych miejscach.
-Dobrze, wysyłam was najpierw do sektora leśnego. Tam podstawię wam transporter - wyjaśnił Belpois.
-A czemu nie bezpośrednio do sektora piątego? - dopytywał Della Robbia.
-Bo z tego co pamiętam, to ostatnio jak Xana zaatakował superkomputer to także program materializacyjny do Kartaginy został usunięty - powiedziała Hopperówna.
-Aha, to ma sens - mówił Włoch, drapiąc się po głowie.
-Koniec gadania. Czas działać. Transfer Aelity. Transfer Odda. Transfer Ulricha. Skan Aelity. Skan Odda. Skan Ulricha. Wirtualizacja! - gdy te słowa zostały wypowiedziane przez komputerowca, wszyscy Wojownicy znaleźli się w Lyoko. Niebawem pojawiły się także ich pojazdy. Dla kociego wojownika deskorolka, dla samuraja motor, a dla elfki hulajnoga.
-Udajcie się jak najszybciej na skraj sektora - polecił im Einstein, przygotowując w międzyczasie program transportujący.



Po upływie niespełna dziesięciu minut cała grupa była już w Kartaginie. Szybko znaleźli klucz dezaktywujący odliczanie, pokonując przy tym kilka pełzaczy. Gdy dotarli do interfejsu i Aelita zaczęła wysyłać Jeremiemu dane potrzebne do programu, zostali zaatakowani przez świeżo wyklute manty. Rozpoczęła się walka z potworami Xany. Kiedy wydawało się, że uda się je pokonać, pojawiły się kolejne. Z sekundy na sekundę było ich coraz więcej.
-No to Xana się postarał... - stwierdził Odd, celując w jednego ze stworów.
-Dawno nie mieliśmy takiej rozrywki, więc tym razem zatroszczył się o nas – powiedział ironicznie Ulrich, który miał już dość tej walki i wiele by oddał, aby się   skończyła.
-Aelita, długo jeszcze? – dopytywał zziajany Della Robbia.
-Nie wiem - odpowiedziała. - Coś wolno idzie transfer... Jeremy, nie wiesz może czego to kwestia?
-Przykro mi, ale Xana w jakiś sposób spowalnia proces przenoszenia danych – westchnął okularnik. - Musicie jeszcze chwilę wytrzymać.
-Łatwo ci mówić, Einstein - sapnął koci wojownik, zestrzeliwując trzecią mantę w tej walce. Niestety, ta go zaatakowała i z uwagi na małą ilość punktów życia zakończył grę. Ten sam los podzielił również chwilę później Ulrich, zabijając ostatnią z mant. Komputerowiec niecierpliwie obgryzał paznokcie, stresując się, faktem, że jego ukochana została sama w Lyoko, bez żadnego wsparcia, zdana tylko na siebie, a proces kopiowania z interfejsu wciąż trwał.
-Skończone - powiedziała w końcu elfka, zamykając ekran dostępowy.
-Mam złe wieści - zaczął niepewnie blondyn.
-Co się stało? - zdziwiła się Hopperówna.
-Xana aktywował wieżę na pustyni. Właśnie superskan ją zlokalizował.
-W takim razie lecę do sektora pustynnego.
-Zwariowałaś?! Nie ma mowy, sama nie pójdziesz. Zaraz zadzwonię do Yumi.
-Dobrze. Poczekam na nią już w okolicach wieży. Podaj mi koordynaty.



Kiedy elfka była już pod aktywną wieżą, zobaczyła dwie tarantule i cztery kraby, strzegące dojścia do budowli. W między czasie Yumi dotarła do fabryki i została zwirtualizowana jako gejsza w pięknym stroju, przypominającym kimono w kolorach czarnym, czerwonym, białym i żółtym. Do obrony miała dwa białe wachlarze, przyozdobione wzorami, nawiązującymi do kwiatów wiśni.
-Witaj Yumi - przywitała się Hopperówna, widząc przyjaciółkę, opadającą na piasek. - Dawno cię nie było w wirtualnym świecie.
-Tak, wiem, ale miło jest być tutaj znowu - Japonka uśmiechnęła się przyjaźnie.
-Drogie panie, wieża czeka - ponaglił Einstein.
-Już idziemy - powiedziała elfka. Dziewczyny sprawnie przedarły się przez szeregi wroga, pokonując przy tym wszystkie potwory. Aelita weszła do wieży i dezaktywowała ją.
-No takie szybkie akcje to ja lubię - stwierdził zadowolony Odd, który stał razem z Ulrichem obok fotela Jeremiego, obserwując akcję w Lyoko.



Kiedy już wszyscy znajdowali się przy superkomputerze, dyskutując o misji, telefon Yumi zaczął dzwonić. Czarnowłosa odeszła na bok i odebrała połączenie.  Po kilku minutach rozmowy wróciła do znajomych.
-Przepraszam, muszę już iść – powiedziała.
-Odprowadzić cię? - Ulrich liczył na spacer z przyjaciółką i wspólne spędzenie chociaż paru minut.
-Nie trzeba – odpowiedziała dziewczyna. - Jestem dużą dziewczynką, poradzę sobie - zaśmiała się.
-Ale ja nalegam – szatyn powiedział z nutą nonszalancji w głosie.
-A rób co chcesz... - westchnęła, kierując się ku windzie. W ślad za nią udał się Stern.



Odd, Jeremy i Aelita wracali razem do szkoły. Była już późna noc. Szli wolnym tempem, dyskutując o tym jak przemknąć się obok pokoju Jima, który co noc pełnił straże na piętrze chłopców. Nie mieli pomysłu, więc postanowili po prostu spróbować zwyczajnie przejść. Aelita miała ułatwione zadanie, gdyż na jej piętrze ciszy nocnej pilnowała pani Hertz, która była bardzo zmęczona pracą przez dzień, dzięki czemu w nocy miała twardy sen. Inaczej było w przypadku Jima, który cierpiał na bezsenność i każdy, nawet najmniejszy szmer go budził.
-To do jutra. Dobrej nocy – chłopcy pożegnali się na klatce schodowej z Hopperówną, która była już na wpół pogrążona we śnie. Della Robbia, jako odważniejszy, wszedł pierwszy na korytarz, prowadzący do ich pokoi, a za nim podążał Belpois. Bez większych problemów dotarli na miejsce i mogli zacząć przygotowywać się do snu.



Ulrich i Yumi natomiast szli wolno przez park, sąsiadujący ze szkołą i domem państwa Ishiyama. Panowała między nimi niezręczna cisza, ale żadne z nich nie chciało zaczynać rozmowy. Obydwoje byli bardzo zmęczeni misją w Lyoko, niemniej cieszyli się z chwili na osobności. W końcu Stern postanowił przerwać ciszę i zaczął mówić nieśmiało:
-Yumi, ja wiem, że masz mało czasu, ale miło by było widywać się częściej niż raz na dwa tygodnie w Lyoko...
-Wiem, ale co ja mam na to poradzić? - młoda Japonka zwróciła się w stronę szatyna. - Niestety moi rodzice wywierają na mnie ostatnio dużą presję. Chcą żebym dostała się na dobre studia.
-Studia, studiami, ale poza nauką masz jeszcze też znajomych.
-Mam i uwierz, że bardzo się z tego cieszę, nawet jeśli nie widujemy się zbyt często.
-Ale Yumi, ja się obawiam, że w końcu przestaniesz z nami w ogóle utrzymywać kontakt.
-Nie stanie się tak.
-Skąd ta pewność?
-Bo zależy mi na was. Zależy mi na tobie, Ulrich - to mówiąc, cmoknęła lekko chłopaka w policzek. - Zobaczysz wszystko się jeszcze ułoży.
W tym momencie dotarli pod dom państwa Ishiyama. Dziewczyna pożegnała się ze Sternem, dziękując za odprowadzenie. Nastolatek uśmiechnął się w duchu i ruszył w drogę powrotną do internatu Kadic.